reklama
reklama

Przez kilka miesięcy stracił ponad 50 kg. Jak wygląda życie po operacji żołądka?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Lidia Sokowicz

Przez kilka miesięcy stracił ponad 50 kg. Jak wygląda życie po operacji żołądka? - Zdjęcie główne

Dariusz Wencławek przez kilka miesięcy stracił ponad 50 kg. Jak wygląda życie po operacji żołądka? | foto Lidia Sokowicz

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości „Kiedyś szedłem kilometr, to już w połowie musiałem udawać, że podziwiam przyrodę, a ja łapałem oddech” - opowiada Dariusz Wencławek, który znany jest głównie dzięki swoim występom na scenie. To właśnie w czasie jednego z koncertów został żartobliwie, w kontraście do swojej wagi, nazwany „Kruszynką”. Teraz pseudonim może stać się bardziej adekwatny do postury. Ważył 185 kg. Zmniejszył sobie żołądek i zrzucił centnar.
reklama

W połowie zeszłego roku Dariusz Wencławek zdecydował się na operację bariatryczną. Mówi o niej wprost, również w audycjach radiowych przy okazji promowania śląskich przebojów. Po ubraniach widać, że są już nieco za duże.

- Jak widzi się efekty, to człowieka to cieszy i motywuje. W czasie naszej poprzedniej rozmowy wiosną zeszłego roku ważyłem 185 kilogramów. Teraz jestem lżejszy o 53 kilogramy. I to jeszcze nie jest koniec. To trochę tak, jakby człowiek zrzucił z siebie centnar - mówi z uśmiechem.

Dlaczego zdecydował się na operację usunięcia części żołądka?

- Chciałem żyć. Mam wspaniałą żonę i dzieci. Czułem się coraz gorzej. Nie miałem jeszcze cukrzycy, ale zaczynały się problemy z nadciśnieniem. Nadwaga mnie męczyła. Po operacji wszystko się uspokoiło po miesiącu. Zawalczyłem o siebie i jestem szczęśliwy. Teraz chcę przekonywać inne osoby, że warto - podkreśla pan Darek.


    Do ostatecznego podjęcia decyzji skłoniło go spotkanie w sanatorium w Połczynie Zdroju z osobami, które były już po takiej operacji. To one poleciły mu lekarza i oddział w Nowej Soli.

- Każdy traktuje grubasa jako takiego nygusa, któremu nic się nie chce. Takiego, który nic nie robi, tylko je. Dopiero lekarz w Nowej Soli uświadomił mi, że otyłość jest chorobą, a nie jakimś dziwactwem. Na oddziale było naprawdę dużo młodych ludzi - tłumaczy jarociniak. - Teraz lubię chodzić pieszo. Kiedyś wolałem wszędzie dojechać samochodem.

Razem z żoną robi wieczorem spacery na trasie 5-7 kilometrów, niezależnie od pogody. Cały czas szukają nowych tras, żeby się nie znudzić.

- Lepiej się czuję. Inne jest też myślenie. Teraz wszystko mi się chce. Kiedyś szedłem kilometr, to już w połowie musiałem udawać, że podziwiam przyrodę, a ja łapałem oddech - opowiada.

Dodaje, że dużo zawdzięcza swojemu lekarzowi rodzinnemu - Radosławowi Bachłajowi.

- Zmieniłem wiele w swoim życiu. Jestem naprawdę szczęśliwym człowiekiem. Przeżywam drugą młodość. Zająłem się również transportem sanitarnym. Założyłem firmę i kupiłem karetki. Teraz ja pomagam ludziom - wyjaśnia.

Na razie nie ma okazji sprawdzić formy na scenie, ale wie, że będzie zdecydowanie lepiej. Zwykle po półtoragodzinnym występie był strasznie zmęczony. Nadal pracuje nad swoją drugą płytą z autorskimi piosenkami.  


    Wielokrotnie próbował się odchudzać z różnymi dietami. Wszystkie kończyły się tak samo. Powrotem do starej wagi, a nawet dodatkowymi kilogramami.

- Pamiętam, że stosowałem takie np. związane z grupą krwi. Miałem jeść dużo wątróbki. Schudłem, ale kiedy kończyłem, to zawsze pojawiał się efekt jo-jo. Co prawda pilnowałem, żeby to nie było np. 20 kilogramów, ale i tak sporo ich przybywało. Próbowałem różnych rozwiązań. Jeździłem do dietetyczki. Teraz już wiem, że nam, grubasom, potrzebna jest zmiana myślenia. Zamiast diet polecałbym więc wizytę u psychologa. Wszystko zależy od głowy. Są takie osoby, które po resekcji żołądka, czyli wycięciu znacznej jego części, wracają do normalnej wagi - opowiada mężczyzna.

Od operacji nie przytył, ale miał taki moment, gdy waga zatrzymała się w miejscu.

- Zacząłem się niepokoić. Nie mogłem przecież przestać w ogóle jeść. Znajomi z grupy bariatrycznej doradzili mi, żeby zamiast wagi sprawdzać obwody ciała. Mówili: „Darek, spokojnie. Ty na tę wagę pracowałeś latami, to teraz byś chciał to wszystko stracić w pół roku czy w rok?”. Teraz znów waga idzie w dół. Jem wszystko, ale w niewielkich ilościach. Nie po to zmniejszałem sobie żołądek, żeby go rozpychać - podkreśla pan Darek.


Widać, jak wiele jest w nim energii i radości. Wraz z usunięciem części żołądka przestają się tak intensywnie wydzielać enzymy odpowiedzialne za łaknienie. Twierdzi, że teraz je kilka razy dziennie, zawsze wtedy, gdy jest głodny. Zrezygnował m.in. z chleba. Posiłki muszą zawierać sporo białka. Przyjął też zasadę, że słodycze je tylko w niedziele. Przy takim powolnym chudnięciu nie ma jednak problemu z nadmiarem skóry. Jako uzupełnienie diety musi codziennie przyjmować specjalne witaminy polecone przez lekarza ze szpitala. 

- Ludzie mają obawy, ale ja uważam, że nie ma się czego bać. Moja operacja była robiona laparoskopowo. Teraz mam po niej tylko trzy dziurki w brzuchu. Nigdy nie jest za późno, żeby podjąć taką decyzję. Kiedy się obudziłem po zabiegu, byłem cały obolały i stwierdziłem, że gdybym wiedział, to bym się nie zdecydował. To taki ból jakby ktoś kopnął człowieka w mostek. Być może to jest też spowodowane tym, że w trakcie operacji powłoki brzuszne są wypełniane powietrzem. Ale to było tylko chwilowe. Teraz każdemu bym polecił taką operację. Na nogach byłem już kilka godzin później. Nie żałuję tej decyzji - zapewnia Dariusz Wencławek.

Dodaje, że na oddziale w Nowej Soli spotkał się z wyjątkową empatią i życzliwością ze strony lekarzy, pielęgniarek i salowych.

- To coś, czego można by sobie życzyć w każdym szpitalu. Zbyt często brakuje w nich ludzkiego podejścia do pacjenta. Można mieć tytuły naukowe i pozostać bardzo normalnym. Nie często widzi się, że ordynator pomaga założyć laczki pacjentowi czy sprząta krew - twierdzi.  


    Na początku kontrole są częstsze. Później wystarczy już tylko raz na rok. Operacja została przeprowadzona na NFZ. Koszt wykonywanej prywatnie wynosi od 16 do 27 tys. zł.

- Po pierwszej rozmowie z lekarzem w Nowej Soli otrzymałem „paszport bariatryczny”. Doktor uznał, że się nadaję do zabiegu. Później musiałem spotkać się z dietetykiem i psychologiem. Te wizyty były akurat płatne. Chodzi o to, żeby uświadomić pacjentowi, że to jest poważny zabieg, który wymaga wprowadzenia wielu zmian w życiu. No i oczywiście musiałem przeprowadzić szczegółowe badania m.in. gastroskopię. Każdy z lekarzy robił adnotację w tym „paszporcie bariatrycznym”, że nie ma przeciwwskazań zdrowotnych do przeprowadzenia zmniejszenia żołądka - wymienia Dariusz Wencławek.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama