reklama
reklama

Nie mogą się rozwiązać od 12 lat. Paradoks KBS-u w Wojciechowie

Opublikowano:
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Ich przedwojenny król z narażeniem życia przechowywał insygnia w trakcie okupacji. Teraz próbują zakończyć działalność. I tak już od 12 lat.
reklama

W 1994 roku pojawiło się trzech zapaleńców, którzy postanowili reaktywować organizację w swojej wsi. Pomogli im bracia z Borku, którzy wcześniej opracowywali statut. Jednym z entuzjastów był Janusz Idczak, który na pierwszym zebraniu został wybrany prezesem. Funkcję pełni do dziś. Problem w tym, że formalnie KBS zaprzestało działalności w 2009 roku. Od 11 lat nie mogą dopełnić formalności. - Zwołałem nawet walne zebranie, żeby się rozwiązać, ale nikt nie przyszedł - wyjaśnia prezes. Z tych lat oprócz sztandaru, strzelnicy i łańcucha została jeszcze kronika zawierająca ponad 600 zdjęć. To, co udało się ocalić przez okres okupacji, nie wytrzymało zmian ustrojowych. 

Jako jedyni mieli króla   

O tym, że reaktywowane bractwo strzeleckie było pierwszym na Ziemi Jarocińskiej i jednym z sześciu wznawiających swoją działalność na terenie  ówczesnego województwa kaliskiego, informowała na drugiej stronie w 1994 roku „Gazeta Jarocińska”.

- Mieliśmy wtedy jako jedyni żyjącego jeszcze przedwojennego króla kurkowego - Wincentego Frąckowiaka. I to nas tak trochę dopingowało. On w czasie wojny narażał życie, przechowując łańcuch królewski. Niemcy przyszli po broń już w październiku 1939 roku. Później robili przeszukania, ale nie udało im się znaleźć insygniów. On był jeszcze na chodzie. Bardzo się ucieszył, że ktoś zainteresował się historią bracką. Lubił opowiadać o swoim życiu. Wspólnie jeździliśmy na spotkania do bractw kurkowych. W Opalenicy zrobili mu iście królewskie przyjęcie. Zmarł w 1996 roku. Byliśmy wtedy w pełnym rozkwicie. Naszym kapelanem był wtedy proboszcz z Cerekwicy - ksiądz Roman Cichoń. Była orkiestra, przemarsz i strzały armatnie. Takiego pogrzebu, to w Cerekwicy nikt wcześniej nie widział - wspomina Janusz Idczak.

Bractwo powstało jako jedno z trzech na gruncie wiejskim. Stowarzyszenie postawiło sobie za cel podtrzymywanie tradycji i wychowywanie młodzieży szkolnej w poczuciu obowiązku względem ojczyzny. „Niewątpliwie działalność bractwa ożywi również  monotonne  dotychczas życie na wsi. W  przyszłości  organizowane  będą  zawody  strzeleckie  dla mieszkańców  i propagowane sporty strzeleckie” - pisała Gazeta sprzed 26 lat.

Od rozmów przy barze do reaktywacji

Jeden z założycieli i zarazem prezes - Janusz Idczak - prowadził w Wojciechowie bar. I jak sam wspomina „przy piwku” zdarzało się prowadzić długie Polaków rozmowy, w tym również na temat przedwojennej historii i działalności bractwa. Do organizacji wstąpili bracia z Wojciechowa, Łowęcic, a nawet z Jarocina. Zarejestrowali się w 1994 roku w sądzie, a później w Krajowym Rejestrze Sądowym.

- Mieliśmy wsparcie ze strony wójta Macieja Pielarza. On bardzo nam pomógł. I to ułatwiło nam sprawę reaktywacji. Sam byłem radnym, więc mogłem działać, próbując przekonać innych. Pamiętam, że dotacji do sztandaru przeciwny był Bronisław Kaczmarek, były dyrektor PGR-ów w Rusku. Musiał się jednak poddać woli większości. Poświęcenie sztandaru było bardzo huczne. Bractwa, które później się reaktywowały, wzorowały się na nas. Musieliśmy opracować statut, dostosować do swoich warunków. Przyjechał do nas najpierw prezes z Żerkowa, później z Mieszkowa i Jarocina. Rozjaśniłem im temat. Łyknęli tego bakcyla. Też mieli gorsze i lepsze okresy, ale nadal działają, a my nie - rozkłada ręce Janusz Idczak.

Kurkowe Bractwo Strzeleckie w Wojciechowie miało też swoją strzelnicę. Wpisowe dla członków - założycieli wynosiło milion złotych. Ci, którzy wstępowali rok później płacili już 3 miliony. Sztandar kosztował 20 milionów. Połowę dała rada gminy. Pierwszym królem po reaktywacji bractwa został Krzysztof Zagórski. Jeden z większych sukcesów w historii wojciechowskiego bractwa osiągnął Lechosław Zegar, który w 2003 roku zwyciężył w strzelaniu o tytuł króla kurkowego okręgu leszczyńskiego.

Z czasem jednak, po kilku latach, entuzjazm zaczął słabnąć. Zaczęły się też niesnaski. Problemem okazał się również brak zainteresowania ze strony młodych.

- Nie wszystkim podobało się to, że trzeba poświęcić swój czas i pieniądze. Mundur to wydatek ok. 600 zł. A do tego trzeba jeździć na zawody, co też kosztuje - wspomina prezes.

Prawdziwy kryzys rozpoczął się w 2008 roku, gdy ludzie zaczęli tracić pracę. Coraz rzadziej jeździli na strzelania. Był też problem z frekwencją na zebraniach KBS-u.

- Po niektórych bym się nawet nie spodziewał tego, że stracą serce i ducha. Przestali też płacić składki. Nie miałem możliwości odprowadzenia wymaganych części na okręg i zjednoczenie. Najpierw mieliśmy składkę 2 zł. Bracia podjęli decyzję o podwyższeniu jej do 10 zł miesięcznie, a potem sami narzekali na to. Inicjatywa nie wyszła ode mnie. I przestali płacić - wspomina Janusz Idczak.  

Zaszkodziła defraudacja

            Dodaje, że nieodprowadzanie składek na rzecz okręgu skutkowało tym, że zrezygnowali z brania udziału w organizowanych przez inne bractwa imprezach. Nie mogli również uczestniczyć w kongresie Zjednoczenia Kurkowych Bractw Strzeleckich RP.

- Bardzo zdołowała nas też sprawa defraudacji. Jeden z naszych członków był skarbnikiem w okręgu. Niby było wszystko ok. Ale kiedy bracia z zarządu okręgu poprosili o to, żeby przywiózł kasę na zebranie - chodziło o 6.200 zł - on zaczął tłumaczyć się, że zapomniał zabrać saszetkę z pieniędzmi. Taka sytuacja powtórzyła się kilka razy. W końcu zarząd okręgu przyjechał do Wojciechowa po te pieniądze. Okazało się, że ich nie ma. Ten człowiek zmarł miesiąc czy dwa później. Na pogrzebie dali mu jeszcze medal. Przyjeżdżali do wdowy, mając nadzieję, że pieniądze się znajdą.  To nie była nasza wina, ale i tak cień, takie odium padł na całe bractwo. Czuło się, że mają do nas pretensje. Głupio było się pojawiać na strzelaniach. Nas też odwiedzano coraz rzadziej - opowiada pan Janusz.

Wspomina, że w 2009 roku nie miał już kim obsadzić komisji sędziowskiej na zawodach. Ostatnie strzelanie - zresztą królewskie - odbyło się w sierpniu tego roku. Andrzej Ignasiak, który w nim zwyciężył, nadal przechowuje łańcuch.

- Bractwo było zawsze blisko związane z kościołem. Braliśmy udział we wszystkich uroczystościach. Na jednym z odpustów w Borku Wlkp. byłem sam ze sztandarem, bo dwaj pozostali - przedsiębiorca i policjant - zapomnieli, że mieli być. Sam prezes nie wypełni wszystkich funkcji, ani nie zapłaci wszystkich składek. Staram się nadal bywać ze sztandarem na znaczących imprezach. W zeszłym roku w szóstkę spawaliśmy bramę na powitanie obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w Wojciechowie przy torach - dodaje.

 

Dawano im 5 lat, przetrwali 15

Janusz Idczak przyznaje, że był gotów zrezygnować z funkcji prezesa, gdyby okazało się, że problem braku współpracy, dotyczy jego osoby.

- Poza tym chyba liczyłem też na jakiś cud. Na to, że może jakiś sentyment się obudzi. Część braci wyjechała do pracy za granicę - do Anglii, Niemiec czy nawet na Islandię. Poza tym kilku braci zmarło. I to tacy bardzo zaangażowani: Boluś Dąbrowski - strażak od urodzenia, który kazał się jednak pochować w brackim mundurze, Lechu Zegar, nasz nestor - Władysław Andersz, a potem jego syn - Zbinek, jeszcze młody człowiek. Potem zmarł Ryszard Kubiak - nasz księgowy. Jednemu z braci to nawet żona zakazała. Nie podobało jej się, że piwo pijemy. Kazała wybierać: albo ona, albo bractwo - wspomina prezes.  - W życiu trzeba mieć jakąś pasję. Ja jestem emerytem od zeszłego roku, ale nie chciałbym skapcieć. Chętnie bym się teraz zaangażował i rozkręcił działalność bracką. Myślałem o tym, żeby wstąpić do jakiegoś innego bractwa, ale po tej aferze finansowej, było mi tym bardziej głupio.

Janusz Idczak ze smutkiem mówi o tym, że działalność Kurkowego Bractwa Strzeleckiego trzeba będzie zakończyć na drodze sądowej.

- Pamiętam, że pan Eugeniusz Czarny przewidywał, że jeśli przetrwamy z pięć lat to będzie sukces niebywały. Nam się to wydawało niemożliwe. Wytrwaliśmy trochę dłużej - 15 lat - podkreśla.

 

Z historii Kurkowego Bractwa Strzeleckiego w Wojciechowie:

9 sierpnia 1994 roku w Sądzie Wojewódzkim w Kaliszu zostało zarejestrowane Kurkowe Bractwo  Strzeleckie  z Wojciechowa.  Wojciechowskie  Bractwo  Kurkowe powstało  w  1927  r.  Do  rozpoczęcia  II wojny światowej  prężnie  działało  pod prezesurą  B. Zwierzyckiego. Ostatnim przedwojennym królem  kurkowym  był Wincenty Frąckowiak.   On  także przechowywał  w  czasie wojny insygnia władzy  królewskiej   -  łańcuch i krzyż, które  przetrwały  nienaruszone do dnia  dzisiejszego. Kurkowe Bractwo Strzeleckie w Wojciechowie powstało w 1927 roku. Należało do niego 26 mieszkańców Wojciechowa i pobliskich wsi, w tym ówczesny wójt. „Było typowo polskie. Należeli do niego sołtys, aptekarz, co możniejsi gospodarze z Wojciechowa i Łowęcic. Ja wstąpiłem dopiero w 1934 r. Interesowało mnie strzelanie. Lubiłem wiatrówkę i dobrze celowałem. Proszono mnie nawet, bym strzelał dopiero na końcu, bym nie zagarnął wszystkich nagród za trafne strzały. Ówczesny prezes bractwa - Zwierzycki stwierdził, że muszę przyjść do Bractwa Kurkowego. Bardzo nalegał. Właściwie musiałem wstąpić. W 1937 r. zostałem żniwnym królem. Rok później zostałem skarbnikiem. W skrzynce, którą dostałem od poprzednika niewiele było, parę groszy” - wspominał w wywiadzie dla Gazety Wincenty Frąckowiak, ostatni przedwojenny król bracki. W ostatnich przedwojennych zawodach konkurowało około 20 braci. „Strzelaliśmy na strzelnicy w Łobzowcu. I wystrzelałem. Ale takich uroczystości, jak obecnie, nie było. Wszystko odbywało się skromnie. Zaraz na miejscu prezes bractwa zdjął zawieszkę poprzedniemu królowi i udekorował nią mnie” - opowiadał nestor.     

W  czerwcu  1994 roku  grupa  założycielska -  Roman Giemacki,  Lechosław Zegar i  Janusz Idczak postanowiła  reaktywować działalność Bractwa. Po   zarejestrowaniu  się  21 sierpnia  w Sądzie  Wojewódzkim w Kaliszu, na  inauguracyjnym  zebraniu  spotkała  się siedemnastoosobowa grupa  założycielska,  która  dokonała  wyboru  zarządu.  Prezesem   Kurkowego Bractwa  Strzeleckiego w Wojciechowie został Janusz Idczak, zastępcą  Lechosław Zegar, skarbnikiem    K. Marciniak,   sekretarzem  B. Dąbrowski,  a  strzelmistrzem wybrano R.  Giemackiego.   W  skład Sądu  Honorowego weszli:  W.  Andersz, J.  Werbiński  i  F.  Baszyński.  Ostatni król  -  Wincenty Frąckowiak  -  pełnił  dożywotnio  funkcję  Honorowego Prezesa  KBS  w  Wojciechowie. Według danych z KRS-u w skład zarządu wchodzą: Janusz Idczak - prezes, Jacek Ksoń - wiceprezes, Stanisław Zagórski - sekretarz, Andrzej Ignasiak - skarbnik, Stanisław Woźniak - strzelmistrz.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama