Zadzwoniła miła pani i poinformowała, że musze poddać się kwarantannie. Życie w izolacji. Co jest największym problemem?

Opublikowano:
Autor:

Zadzwoniła miła pani i poinformowała, że musze poddać się kwarantannie. Życie w izolacji. Co jest największym problemem?   - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Koronawirus

Jarocin. Proza życia na kwarantannie. Jak poradzić sobie z awarią? Czy w czasie kwarantanny można poprosić o pomoc fachowca? Czy specjalista może wejść do mieszkania, gdzie przebywają ludzie w izolacji? 

 

 

Od początku nastania pandemii obawiałam się kwarantanny. Izolacja od ludzi wydawała mi się czymś trudnym do zniesienia. W końcu jednak i do mnie zadzwoniła miła pani i to akurat w dniu, w którym po trzech tygodniach zdalnej pracy wróciłam do redakcji…

 

 

Pani grzecznie wyjaśniła, że zostałam skierowana na kwarantannę z powodu mojego młodszego syna, który miał kontakt z chorą osobą. Prawdę powiedziawszy przyjęłam to spokojnie. Poinformowałam szefa, spakowałam się i udałam do domu.

 

 

W głowie miałam liczne plany. Poczytam książkę, obejrzę zaległe odcinki seriali, upiekę chleb, a przede wszystkim odpocznę, oczywiście w wolnych chwilach od zdalnej pracy. Nie czułam niepokoju, ani strachu, że mogę być chora, po prostu marzyłam o spokoju. Niestety, nie wiedziałam jeszcze, z czym przyjdzie mi się zmagać na kwarantannie i to wcale nie chodzi o COVID-19.

 

 

Pierwszy dzień kwarantanny był spokojny, dramat wydarzył się jednak następnego dnia. Wtedy to okazało się, że problemem będą nadzwyczaj przyziemne sprawy. Bynajmniej nie chodzi o zakupy, których w izolacji nie można robić samemu. Moja lodówka pękała w szwach.

 

 

Już drugiego dnia zaczęłam tonąć w śmieciach, zwłaszcza że skrupulatnie je segreguję. Stałe przebywanie w domu przez kilka dni spowodowało, iż ani ja, ani żaden z moich synów, nie produkowaliśmy odpadów w pracy czy w szkole. Wszystko trafiało do naszego kosza, a raczej do wielu worków. Uprosiłam więc siostrę, żeby przyszła i te wszystkie toboły wyniosła. Zanim to jednak zrobiła, dla spokoju własnego sumienia, poddałam je wielogodzinnej kwarantannie… pod drzwiami swego mieszkania. Mogę sobie tylko wyobrazić, co myśleli mieszkańcy mojego piętra.

 

 

Po południu usiadłam do komputera, musiałam zrobić coś do pracy. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że jestem od świata odcięta. Wirtualnego świata. Brak internetu. Początkowo myślałam, że to ogólna awaria. Moi synowie dość szybko rozwikłali zagadkę - uszkodzeniu uległ kabel doprowadzający media do domu. I co teraz? Przecież pracuję zdalnie, a syn ma lekcje. Zadzwoniłam więc na infolinię do dostawcy internetu. Usłyszałam, że w dniu następnym zjawią się panowie technicy i zamontują nowy kabel.

 

 

 

Radość była wielka, lecz zniknęła w momencie poinformowania miłej pani po drugiej stronie, że jestem na kwarantannie. Wykonania usługi odmówiono, pomimo zapewnień, że nikt z nas nie ma objawów choroby, a potrzebujemy być w stałym kontakcie z pracą i szkołą. - Naprawy usterki możemy dokonać po zakończeniu przez panią kwarantanny - skwitowała moja rozmówczyni. Dalsze dyskusje nie miały sensu. Kogo to obchodzi, że mój syn jest w klasie maturalnej, a ja samodzielnie utrzymuję dom, dlatego ten tak bardzo „przeklęty” internet jest nam potrzebny. Potraktowanie telefonu komórkowego jako mobilnego rutera nie zdawało egzaminu, ponieważ wszystko się zawieszało.

 

 

Nerwy nie są dobrym doradcą. Emocje opadły, zaczęliśmy sobie w miarę radzić. Niestety radość nie trwała długo. W tracie przygotowywania jednego z obiadów okazało się, że nie działa… lodówka. Dodam, że była wypełniona po brzegi zapasami, nie mówiąc o zamrażarce, w której przechowywałam liczne mrożonki. Ogarnęła mnie bezsilność. W głowie pojawiały się pytania: co mam z tym jedzeniem zrobić? No fakt, na dworze jest chłodniej, więc część wyniosę na balkon, ale zamrożonej żywności już nie.

 

 

Wyszukałam więc w przeglądarce internetowej w telefonie kogoś, kto mógłby przyjechać ją naprawić. Zaczęłam wydzwaniać po kolejnych usługodawcach. Informacja o odbywanej kwarantannie skutecznie odstraszała potencjalnego serwisanta mojej uszkodzonej lodówki. Odpuściłam, godzinami wystawałam przy garach i robiłam przeróżne przetwory, dania i zupy. Tylko w ten sposób mogłam uchronić moje zapasy żywności od wylądowania w koszu na bioodpady.

 

 

No cóż… mogliśmy jeść do oporu. Miałam teraz więcej czasu dla siebie, bo przecież nie musiałam już przygotowywać posiłków. Wystarczyło odgrzać jedzenie i gotowe. Postanowiłam wreszcie przeczytać niedawno kupioną książkę i zająć się sobą, a raczej moją urodą. Tak czy inaczej w trakcie nakładania maseczki na twarz poczułam zimno w stopy. Spojrzałam i zaniemówiłam… łazienka tonęła w wodzie, która zaczęła wylewać się na korytarz. W obawie przed zalaniem sąsiadów w ruch poszły ręczniki i wszystkie wiadra. Zakręciłam w domu wszystkie możliwe zawory i ponownie rozpoczęłam poszukiwania fachowców, tym razem hydraulika. Bez internetu, tv, lodówki dam radę, ale bez wody?

 

 

Dwóch specjalistów było chętnych do naprawy pękniętej rury, różnili się tylko terminami wykonania usługi. - Droga pani - słyszałam męski głos przez telefon. - W mojej firmie mamy przygotowane odpowiednie procedury. Nie wyślę do pani pracownika, lecz przyjadę sam. Zabezpieczę się, a panią poproszę o zachowanie dystansu. No przecież woda nie może się lać - wytłumaczył mi hydraulik. - Niestety, ale nie mógłbym przyjechać, gdyby pani była chora na koronawirusa - dodał. Dla bezpieczeństwa odkaziłam wszystkie klamki, a kiedy do moich drzwi o umówionej porze zapukał zamaskowany hydraulik, otworzyłam drzwi i z odpowiedniej odległości jeszcze raz wyjaśniłam, co się stało, po czym schowałam się z synami w pokoju.

 

 

Każdego dnia w czyimś mieszkaniu pęka rura, wycieka gaz, psuje się lodówka. No, może nie dzieje się tak prawie w jednym czasie, jak w moim przypadku. Zwyczajna proza życia, która w sytuacji kwarantanny może stać się nie lada problemem do rozwiązania. Co zrobić w takich sytuacjach? W internecie na próżno szukać zaleceń. Zadzwoniłam więc do jarocińskiego sanepidu.

 

 

 

Nie ma zakazu dokonywania napraw w domach osób przebywających na kwarantannie. Firmy usługowe mają procedury, jak taka naprawa powinna wyglądać. Do każdego przypadku należy podejść indywidualnie, również kiedy usterka powstała w domach osób chorych na COVID-19. Zależy też, co trzeba naprawić i w jakim zakresie. Przede wszystkim awaria może również zagrażać zdrowiu i życiu mieszkańców - Jacek Moś - kierownik PSSE w Jarocinie

 

 

 Moje perypetie wskazują, że panuje ogromny chaos informacyjny. Odmienne są również postępowania firm, które często nie mają przygotowanych odpowiednich procedur dotyczących klienta przebywającego w koniecznym odosobnieniu. Co ciekawe brak wytycznych dotyczył dużego przedsiębiorstwa, które dostarcza internet i tv nie tylko w Jarocinie. Na szczęście właściciel małej firmy nie odmówił mi pomocy.

 

 

 

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się. Również w sieci.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE