Szczególnie młodym ludziom trzeba pokazać, dlaczego warto to robić

Opublikowano:
Autor:

Szczególnie młodym ludziom trzeba pokazać, dlaczego warto to robić - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

To, czy kupujemy polskie produkty, ma duże znaczenie. Coraz więcej osób ma świadomość, że wybierając lokalne produkty, wspiera lokalną gospodarkę.

            Czy wystarczy powiedzieć młodym: - Kupujcie polskie, bo warto"?

- To tak samo jakby im ktoś starszy mówił: - Załóż czapkę, zjedz śniadanie. Takie komunikaty nie działają. Trzeba pokazać, dlaczego warto

- podkreśla Przemysław Pawlak, twórca platformy internetowej pomagającej dokonywać zakupów polskich produktów.

 

- Jeśli wydajemy pieniądze u polskich marek, które płacą polskim pracownikom, płacą podatki w Polsce, to finalnie przekłada się to np. na nową ławkę w parku albo kawałek ścieżki rowerowej

- podkreśla Przemysław Pawlak.

Wszyscy powinniśmy na to zwracać uwagę, bo gdyby Polakom weszło to w nawyk i kupowaliby polskie produkty - chociaż na poziomie 1 % więcej, to 14 mld zł trafiałoby z podatków do budżetu państwa.

- Jest nas 37 milionów - to ma duże znaczenie, czy kupujemy polskie produkty, czy nie -

 

dodaje Przemysław Pawlak. Tłumaczy też, dlaczego jego inicjatywa nie miałaby racji bytu np. w Niemczech, we Francji czy w Japonii - tam nie trzeba ludzi przekonywać, by kupowali swoje produkty i wspierali w ten sposób gospodarkę swojego kraju.

 

Ułatwiam dokonywanie zakupów

Rozmowa z PRZEMYSŁAWEM PAWLAKIEM, twórcą platformy internetowej POLPOL

 

Dwa lata temu powstała platforma internetowa POLPOL. Skąd wziął się pomysł na jej stworzenie?

To był miks pomysłów, które się zderzyły w mojej głowie, ale głównym powodem było to, że starałem się podczas zakupów zwracać uwagę na to, czy dany produkt jest polski - byłem nauczony przez mojego tatę, który jest ekonomistą, dlaczego to jest ważne dla lokalnej społeczności, żeby kupować np. mleko z Wielkopolski - skoro pochodzę z Wielkopolski. Nie chodzi o jakieś animozje np. z Mazowszem, ale po co to mleko ma jechać przez pół Polski i produkować ślad węglowy, skoro nie ma jakiejś wielkiej różnicy między tym mlekiem a mlekiem z naszego terenu. Oprócz artykułów żywnościowych jest cała gama innych produktów na rynku. Starałem się zwracać uwagę na polskie, ale byłem jedną z tych osób - należących do większości w naszym społeczeństwie - które miały problem z ich rozpoznaniem. Z odzieżą jeszcze takiego kłopotu nie ma, ale jest np. z dekoracjami do domu, meblami, zegarkami. Ludzie nie wiedzą, czy mają do czynienia z polskim produktem - nawet jeśli im się wydaje, że tak, okazuje się, że wcale tak nie jest. Stwierdziłem więc, że najlepiej by było - idąc z duchem czasu - założyć sklep internetowy, w którym to ja, jako przedstawiciel sklepu, zapewniam, że produkt jest polski. Chciałem ułatwić dokonywanie zakupów osobom, którym na tym zależy.

Jaki jest pana cel?

Chciałbym, żeby nasze społeczeństwo było na tyle "rozgarnięte" w tym temacie, żeby moja platforma pojawiała się w głowie na zasadzie - Potrzebny mi nowy portfel, wchodzę na POLPOL i sprawdzam, czy jest jakiś fajny z Polski. To nie jest protekcjonizm gospodarczy, nie mówię, że trzeba kupować polskie produkty ponad wszystko. Natomiast wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie produkty są produkowane w Polsce. Teraz wiem to już z doświadczenia, że wielokrotnie różne osoby wchodziły na POLPOL i przyznawały, że nie spodziewały się, iż w naszym kraju produkuje się dany artykuł.

Z jakim odzewem się pan spotyka?

Podczas rozmów zwracam uwagę na to, dlaczego to, czy kupujemy polskie produkty, jest ważne dla naszej przyszłości. W 2050 roku w Unii Europejskiej cena (...) spadnie poniżej 50 % sumy decyzyjności dotyczącej zakupu danego produktu. Ważniejsza będzie idea przyświecająca produkcji, ekologiczność produktu, w jaki sposób został stworzony, kto przy tym pracował itd. Moja platforma idzie w tym kierunku.

Uważa pan, że POLPOL-owi udało się już osiągnąć pewną markę?

Myślę, że samo to, że rozmawiamy, świadczy o tym, że udało mi się tę markę wyrobić. Zostałem zaproszony przez Kongres 590 na spotkanie w Ministerstwie Rozwoju, gdzie rozmawialiśmy z panią minister na temat promowania polskich produktów. POLPOL już więc zaistniał, w mediach itd., choć jeszcze nie tak szeroko wśród konsumentów. Wynika to jednak z tego, że ani razu nie robiłem jeszcze kampanii marketingowej z prawdziwego zdarzenia, tylko wszystko własnym sumptem. To ma też swoje dobre strony, ponieważ dużo się przez ten czas nauczyłem, dużo przeszkód ominąłem.

Są firmy, które są polskie, ale ich nazwy mogą nas wprowadzać w błąd. Z drugiej strony zagraniczne firmy poprzybierały nazwy brzmiące bardzo polsko. Jak konsument ma się w tym nie pogubić?

Zapraszam na POLPOL, choć pewnie - przynajmniej na razie - nie jesteśmy w stanie zamieścić wszystkich polskich firm. Polecam natomiast wszystkim konsumentom darmową aplikację "Pola" stworzoną przez Klub Jagielloński. Po zeskanowaniu kodu kreskowego danego produktu wyświetlają się informacje - nie tylko, czy ta firma jest zarejestrowana w Polsce, czy nie, ale również czy jest własnością Polaków, czy płaci w Polsce podatki oraz czy inwestuje w innowacje.

Podczas konferencji w Ministerstwie Rozwoju dyskutowano m.in. o tym, jak powinno się przekonywać młodych ludzi do kupowania polskich produktów. Padały różne propozycje, bardziej lub mniej trafione, niektóre w ogóle nieprzekonujące. Pan ma zupełnie inny pomysł, prawda?

Wszystkim się wydaje, że wystarczy zrobić kampanię i powiedzieć młodym: - Kupujcie polskie, bo warto". Oni tego nie kupią, bo to tak samo jakby im ktoś starszy mówił: - Załóż czapkę, zjedz śniadanie. Takie komunikaty nie działają. Trzeba pokazać, dlaczego warto. - O, zobaczcie - nowa, młoda marka, Marcin ją założył, jak miał 19 lat. Teraz ma 22 lata i zaczyna właśnie sprzedaż na Europę. W ten sposób przekona się młodych ludzi do polskich produktów. A nie na zasadzie tłuczenia młotkiem po głowie. A przecież to młode pokolenie to nasza przyszłość. Jak ten człowiek w wieku 17-, 18 czy 21 lat wyrobi w sobie przyzwyczajenie, by zwracać uwagę i kupować polskie produkty, to jest to właśnie ten Złoty Graal, którego szukamy.

W tym klimacie - a "siedzę" już w tym trochę - za dużo jest takiego martyrologicznego podejścia: - A przyjechali i nas wykupili. Wszystkie firmy są niemieckie, nie ma już polskich. Polski przemysł zniszczony. To już było. Trzeba myśleć o tym, co będzie. Trzeba spojrzeć na te małe i średnie firmy. Prawie bym sobie dał palec odciąć, że to one zatrudniają dwa razy więcej osób niż te wielkie słynne zakłady, które produkowały w PRL-u.

Wiele się mówi o znaczeniu patriotyzmu gospodarczego. Dlaczego jest dziś taki ważny?

Wpływa to przede wszystkim na rozwój lokalnej gospodarki. Wydajemy pieniądze u polskich marek, one płacą polskim pracownikom, płacą w Polsce podatki. To finalnie przekłada się np. na nową ławkę w parku albo kawałek ścieżki rowerowej. Na to, że sąsiad, który kilka lat temu pracował za minimalną krajową, teraz ma lepszą pensję, bo jego zakład się rozwija - produkty się sprzedają, bo coraz więcej ludzi w Polsce je kupuje. Wszyscy powinniśmy na to zwracać uwagę, bo gdyby Polakom weszło to w nawyk i kupowaliby polskie produkty - chociaż na poziomie 1 % więcej, to 14 mld zł trafiałoby z podatków do budżetu państwa. Jest nas 37 milionów, to ma duże znaczenie, czy kupujemy polskie produkty, czy nie.

Mówi się o też etnocentryzmie konsumenckim...

To jest naukowy wskaźnik, na ile społeczeństwo zwraca na to uwagę i kupuje lokalne produkty, starając się w ten sposób wspierać lokalną gospodarkę. Jeśli spojrzymy na kraje o najwyższym współczynniku etnocentryzmu konsumenckiego, to są to te same kraje, które są w czołówce gospodarczej świata. W Niemczech czy we Francji lub w Japonii taki sklep, jak mój, nie miałby racji bytu - dlatego że oni od pokoleń doskonale wiedzą, które produkty są niemieckie, francuskie czy japońskie. Mają oznaczenia, mają całe systemy rządowe, które je wspierają. Polacy w czasach komunizmu byli zachłyśnięci zachodnimi markami i nie wyrobili sobie, niestety, takiego podejścia. Obserwuję natomiast, że dla młodszego pokolenia, w wieku 17-20 lat, zachodnie marki to norma, ale z drugiej strony wśród tych, którzy naprawdę chcą się wyróżnić, jest ewidentny boom na polskie marki. Wszyscy mieli Nike, Adidasy, chodzili do Zary i H&M. Wyróżnić się to jest założyć koszulkę polskiej marki, która robi tylko 100 takich t-shirtów na całą Polskę. Albo kupić coś z show roomu od jakiegoś polskiego projektanta, albo kupić jakieś śmieszne skarpetki z polskimi tekstami od polskiej firmy. Ogólnie jest taki trend - widać to po gastronomii, po nazwach produktów. (...) Ten trend ogólnorynkowy, wizerunkowy, że coś musi się nazywać po angielsku, się kończy. To dobrze wpływa na rozwój patriotyzmu gospodarczego, na to, by tę ideę promować.

W ciągu ostatnich lat pojawiły takie nazwy jak m.in. Polska Jakość, Polski Produkt, Dobre, bo polskie, Pochodzę z Polski... Czy to jest dobre? Czy nie powinno być jednego oznaczenia polskich produktów?

To jest totalnie niedobre, że są różne oznaczenia na produktach i różne kampanie. To są niekonsekwentne działania, robione przez różne fundacje, gdzie często trzeba zapłacić za ten znak. Nie mówię, że każda z tych inicjatyw jest zła, że coś jest nie tak. Niestety, tego mi najbardziej brakuje ze strony legislacyjnej, rządowej. Po tych dwóch latach mam takie wrażenie, że nikogo na Wiejskiej tak naprawdę to nie obchodzi. To jest fajne hasło, żeby o tym mówić, żeby się promować - że patriotyzm gospodarczy, że wspieramy gospodarkę, wspieramy polskich przedsiębiorców - a de facto nic się nie dzieje. To jest kwestia zebrania pięciu osób, które w ciągu miesiąca opracowują znak i system jego dystrybucji na produktach oraz jak to zrobić, żeby polscy producenci mogli, po zatwierdzeniu odpowiednich dokumentów, ten znak umieścić na swoim produkcie. I żeby ten znak był jeden. (...) To jest miesiąc pracy. A od 10 lat to się nie potrafi wydarzyć. Dla mnie to jest straszne. Z tego też powodu powstał POLPOL - bo nie widziałem, absolutnie, szansy na to, żeby legislacyjnie jakieś rzeczy ułatwiały konsumentom robienie zakupów. A jeśli nawet coś takiego powstanie, rząd skumulowałby siły i wprowadził jedno oznaczenie, prawdopodobnie dotyczyłoby ono tylko artykułów spożywczych. Cały czas mówi się bowiem o polskiej żywności. Wszystkie wyniki badań pokazują natomiast, że 86 % Polaków kupuje polską spożywkę i zwraca uwagę na to, czy to jest polskie. Odstają te wyniki od innych kategorii produktowych - mebli, zegarków, ubrań, biżuterii. Niestety, nikomu nie chce się tego zrobić.

Rozmawiała ANNA KOPRAS-FIJOŁEK

 

PRZEMYSŁAW PAWLAK

- Coraz częściej mówi się dziś również o egocentrycznym altruizmie - zwraca on uwagę na to, że tak naprawdę wszystkim nam, na całej naszej planecie, powinno zależeć na tym, żeby inne osoby miały dobrze. Żeby nie żyły w biedzie, żeby nie głodowały itd. Im więcej osób ma edukację, dobre wychowanie, może się rozwijać, tym większa jest szansa, że któraś z tych osób np. wynajdzie lekarstwo na raka. Powinniśmy się wreszcie wyrwać z myślenia, że inni, np. o innym kolorze skóry, mówiący innym językiem to są nasi rywale. Powinno nam zależeć, żeby np. Ukraina się rozwijała. Nie wiadomo bowiem, czy gdzieś tam nie żyje właśnie ktoś, kto teraz ma 7 lat, a za 15 lat wynajdzie lekarstwo na Alzheimera. Nie wiemy tego. Możemy jednak, z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że im więcej osób będzie żyło dobrze, odbierze dobrą edukację, tym lepiej dla naszego świata, dla naszej cywilizacji.

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE