- Skoro w tydzień zebraliśmy 2 tys. podpisów pod protestem (...), to czemu teraz w 60 dni nie mielibyśmy zebrać niecałych 4 tys.? - porównuje Anna Iwicka, pełnomocniczka grupy inicjatywnej, która zamierza doprowadzić do referendum w sprawie odwołania burmistrza Adama Pawlickiego i całej rady miejskiej.
Uważa pani, że ludzie będą się bali składać podpisy pod wnioskiem, właśnie w obawie przed odwetem w przypadku niepowodzenia referendum?
Zgodnie z prawem, dostęp do danych osób, które się podpisały, będzie miał komisarz wyborczy. Do burmistrza ta lista nie trafi. Ludzie nie mają się czego obawiać.
No ale burmistrz obiecuje rozwój.
Ma bardzo dobry PR. Potrafi mówić dokładnie to, co ludzie chcą usłyszeć i tak zmanipulować, że ludzie w każde przekłamanie mogą uwierzyć. W ciągu ośmiu miesięcy Adam Pawlicki i jego zastępcy zrobili tyle negatywnych rzeczy, że chyba nikomu przed wyborami taki obrót sprawy nie przyszedł do głowy. Rada miejska robi to, co jej burmistrz każe, przyklepują wszystko, jak leci, niezależnie, czy dowiedzieli się o tym 20 minut przed sesją, czy 10 minut. Przecież to jest śmieszne.
Powiedzmy, że wam się uda - ludzie w referendum odwołają burmistrza i radę miejską. To by oznaczało przyśpieszone wybory. I co wtedy? Macie na to jakiś pomysł?
Nikogo nie będziemy promować, ale prawo startu w wyborach ma każdy. Oczywiście, że mamy pewne plany, ale na tym etapie nie chcemy o nich mówić.
(...)
Tak szczerze - jak ocenia pani szanse powodzenia?
Skoro w tydzień zebraliśmy 2 tys. podpisów pod protestem przeciw likwidacji publicznej oświaty, to czemu teraz w 60 dni nie mielibyśmy nie zebrać niecałych 4 tys.? Liczymy zresztą, że uda się ich zgromadzić znacznie więcej.
Cała rozmowa w aktualnym wydaniu „Gazety Jarocińskiej”.
