Jest jarociniakiem z urodzenia. Bardzo mile wspomina swoją młodość. - Pamiętam, jak w pałacu był internat ośrodka kształcenia bibliotekarzy. Nazywaliśmy to „Meksykiem”. Chodziliśmy tam i zabieraliśmy dziewczyny na dancingi do Hawany. Piękne czasy i wspaniałe wspomnienia - przyznaje Zbigniew Kaczmarek, przewodniczący osiedla 1000-lecia w Jarocinie i pasjonat roweru.
Jego postać na dwuśladzie stała się nieodłącznym elementem jarocińskiego krajobrazu. Skąd się wzięła ta pasja?
- Mój ojciec zabierał nas na wycieczki rowerowe. Jedno siodełko było z przodu i tam jechał młodszy, czyli ja, a drugie z tyłu dla mojego starszego brata. Kiedy miałem może ze szesnaście lat dostałem od ojca pierwszy swój rower - „favorit”. Wszyscy mi zazdrościli - mówi Kaczmarek. Jeździ nie tylko po Jarocinie.
- W swoją pierwszą długą trasę pojechałem do Żnina. Dwie skipki chleba, oranżada w plecaczek, jakaś kurteczka i w drogę - 120 kilometrów. Jechałem pięć godzin. Trzy dni spędziłem u rodziny i wróciłem do domu - wspomina przewodniczący osiedla. Potem była Jelenia Góra i Świnoujście. A całkiem niedawno odwiedziny u wnuczki w Poznaniu.
W najnowszym wydaniu „Gazety Jarocińskiej” rozmowa ze Zbigniewem Kaczmarkiem - między innymi o Jarocinie z perspektywy roweru, o porzuconych studiach i o BMW Urszuli Sipińskiej.