W lipcu za ponad 10 tys. zł zamontowano w Urzędzie Miejskim w Jarocinie trzy kamery. Nagrania z nich śledziła Aldona Łyskawińska, sekretarz gminy, która w rozmowie z dziennikarzem portalu przekonywała wtedy, że monitoring ma zapewnić bezpieczeństwo przede wszystkim urzędnikom, a w drugiej kolejności – petentom.
Pretekstem do zamontowania urządzeń nagrywających był incydent z udziałem przewodniczącego os. Wojska Polskiego w Jarocinie – Waldemara Kwiecińskiego – który twierdził, że na korytarzu urzędu został znieważony przez nieznanego mężczyznę.
Nowe władze gminy postanowiły jednak kamery wyłączyć.
– Poleciłem wyłączyć monitoring, bo jedyną osobą, która z tego monitoringu korzystała, była pani Aldona Łyskawińska, czyli sekretarz gminy Jarocin, która od początku grudnia jest nieobecna w pracy – tłumaczy wiceburmistrz. Dodaje, że Łyskawińska „obserwowała, kto wchodzi, kto wychodzi, kto chodzi po korytarzach, kto do kogo przychodzi”.
– Żeby monitoring skutecznie funkcjonował, to musi być osoba, która będzie go na bieżąco sprawdzała. Czy pan myśli, że sekretarz gminy lub jakikolwiek inny urzędnik, który nie ma tego w zakresie obowiązków, powinien zajmować się codziennym sprawdzaniem tego? – pyta z kolei Mariusz Gryska, dyrektor Wydziału Administracji. – Nie widzę potrzeby, żeby urzędnik, który zarabia blisko 10 tys. zł zajmował się monitorowaniem tego, co się dzieje na korytarzach – dopowiada Kaźmierczak.
Że monitoring w urzędzie został wyłączony, okazało się, gdy poprosiliśmy o nagrania z ubiegłej środy, żeby sprawdzić, o której godzinie urzędniczki udały się na pocztę w celu wysłania listów do rodziców przedszkolaków z likwidowanych placówek.
Czy urzędnicy bali się, że kamery zarejestrują coś, czego nie powinny? Ile miesięcznie kosztowało monitorowanie Urzędu Miejskiego w Jarocinie? Co teraz stanie się z kamerami? Zobacz wideo!