Jarociniacy zarobili mniej na festiwalu?

Opublikowano:
Autor:

Jarociniacy zarobili mniej na festiwalu? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Jarocin Festiwal był zawsze momentem, na który czekali drobni przedsiębiorcy i mieszkańcy. Zarabiały restauracje, małe gastronomie z ul. Maratońskiej,  osiedlowe sklepy i ci, którzy udostępniali teren pod rozbicie namiotu. W tym roku zainteresowanie tymi usługami było mniejsze.

 

Na ul. Maratońskiej jak co roku pojawiło się wiele budek gastronomicznych. Można było zjeść szaszłyka, kurczaka z rożna, a nawet robioną na miejscu prawdziwą pizzę z pieca. Był duży wybór zup oraz klasycznych dań jak placki ziemniaczane, naleśniki czy pieczone ziemniaki. - Tutaj jest lepiej, kawa przynajmniej ma jakiś smak - mówiła kobieta, zapytana o jakość usług ulicznych gastronomii. - I piwo jest tańsze - krzyczeli na widok dziennikarza młodzi chłopacy. Chociaż w drodze na festiwal goście mijali ponad 10 stoisk, to jednak nigdzie nie było takich kolejek, jak w minionych latach.

Na czas festiwalu większość osiedlowych sklepów wynajmuje dodatkową obsługę i szykuje nowe stanowiska. W tym roku panowały tam pustki. - W sklepie na ul. Kasztanowej zawsze zatrudniają dodatkową obsługę. Te sklepowe i tak miały zawsze ręce pełne roboty, a w tym roku stały zdenerwowane. Większość klientów pewnie poszła do Biedronki - komentowała jedna z mieszkanek osiedla, twierdząc, że market „zabije” wkrótce osiedlowych sklepikarzy. 
Pusto było także na Rynku. W czwartkowe popołudnie w ogródkach gastronomicznych nie było prawie nikogo. - Gdzie są ludzie? Na rynku pusto, w parku pusto, na mieście pusto, Maratońska niezatłoczona - smutno. Pamiętam, że kiedyś było więcej osób, o wiele więcej - pisała w grupie facebookowej „Będziemy w Jarocinie” Karolina Kleisa. 

Hotele tego nie odczuły
Goście festiwalowi, którzy przyjeżdżają z daleka, decydują się na rodzaj noclegu w zależności od zasobności portfela. Ci, którzy postanowili spać w hotelu, musieli liczyć się z tym, że już kilka miesięcy przed datą festiwalu pojawiły się rezerwacje. - Kiedy tylko organizatorzy ujawnili terminy koncertów, nasze telefony zaczęły dzwonić i mieliśmy natychmiastowo wszystko zajęte - poinformowała nas właścicielka niewielkiego hoteliku „Pod Orzechem”. 

Kilka dni przed „Jarocinem” nie można było wynająć też noclegu w hotelu „Kasyno”. Jak ustaliliśmy, za dwuosobowy pokój na czas muzycznego wydarzenia trzeba było zapłacić 250 złotych. 
Mniej niż w minionych latach zarobiono na wynajmie prywatnych kwater. - Jest zdecydowanie mniej ofert od Jarociniaków, którzy chcieliby wynająć pokój lub mieszkanie festiwalowym gościom. Trudno stwierdzić,  z czego to wynika - mówiła dzień przed festiwalem Ewa Misiak z Punktu Informacji Turystycznej, który działa przy czytelni „Pod Ratuszem” w Jarocinie. 

Zdecydowanie tańszym rozwiązaniem było wykupienie miejsca na polu namiotowym. Na tym festiwalowym doba kosztowała 30 złotych, a za cały pobyt należało zapłacić 50 złotych. Miasteczko namiotowe było wyposażone w punkt do ładowania telefonów komórkowych i depozyt. Czuwała nad nim firma ochroniarska. Na stronie Jarocin Festiwalu kilka tygodni przed muzycznym wydarzeniem pojawiła się informacja, że w prysznicach na polu namiotowym będzie gorąca woda. Niestety, tej obietnicy nie udało się dotrzymać. - „Zapraszamy na pole, będą profesjonalne prysznice z ciepłą wodą”. Też czuję się oszukany. To,  że jestem na festiwalu nie znaczy,  że mam być brudny - komentował Maciej Szczepański na forum grupy „Będziemy w Jarocinie”. 
Ciepłą wodę i czyste toalety oferowały prywatne pola namiotowe. - Chcieliśmy rozbić namiot u kogoś w ogródku, ale to kosztowało zbyt dużo. Właściciel działki chciał od nas 130 złotych. Argumentował, że przynajmniej będziemy mieli łazienkę dla siebie. Zdecydowaliśmy się na miasteczko festiwalowe i też jest dobrze - mówili młodzi ludzie ze Szczecina.  

O piwie i bułce
- Jestem niewymagającym punkiem. Ludzie narzekają, że woda jest zimna na polu namiotowym. I co z tego? Woda jak woda. Trzy dni to każdy przeżyje. Pole mi się podoba, jest bardzo przyjemnie, bezpiecznie. Szkoda tylko, że organizatorzy nie pomyśleli o darmowym jedzeniu. W zeszłym roku stała tu taka firma, która na miejscu odgrzewała jedzenie ze słoików. To było super. Jadłem przez trzy dni - informował jeden z festiwalowiczów. - Na każdym festiwalu jest coś za darmo, a tutaj tylko te energetyki i papierosy. Szkoda. Będę o piwie i bułce - żartował spotkany „na rowie” chłopak i wspominał opowieści swojego taty, o darmowej maślance za starych festiwalowych czasów. 

Miasto traci dawnego ducha - twierdzi wielu uczestników. Głos w dyskusji zabrał także Grzegorz Kmita z zespołu Brudne Dzieci Sida, który zorganizował w amfiteatrze koncert pożegnalny. - W sobotę do południa przez dwie godziny rozwieszałem plakaty na polu namiotowym i w mieście, i... miałem wrażenie, że festiwal skończył się przedwczoraj, wszyscy powyjeżdżali i zostały jakieś smętne niedobitki. Nie czuje się nigdzie ducha festiwalu, a kiedyś cały Jarocin - od dworca, przez rynek, po amfiteatr i stadion, po prostu tętnił życiem. Nawet kościół służył za noclegownię dla „beznamiotowych” festiwalowiczów, nie mówiąc o mszach za zmarłych muzyków i księżach rozdających kanapki z dżemem przed kościołem - komentował na portalu społecznościowym. 

Biorąc pod uwagę ceny karnetu, koszt użytkowania pola namiotowego i jedzenia przygotowanego przez okoliczne gastronomie, dwoje dorosłych ludzi spoza gminy Jarocin, musiałoby przeznaczyć na festiwal minimum 800 złotych. Ze względu na wysoką cenę karnetu, wiele osób rezygnowało z ciepłych  posiłków. W marketach można było zobaczyć kolejki po tanie piwo i przetworzone, gotowe do spożycia produkty. Jednocześnie duże sieci handlowe to jedyne punkty, które na czas festiwalu nie zawyżały cen. Ich wysokość w punkcie gastronomicznym na terenie festiwalowym zmieniała się  z dnia na dzień, co zauważył Bartosz Bartniczak z grupy „Będziemy w Jarocinie”: - Była podwyżka drugiego dnia,  np. kiełbasa w czwartek kosztowała 8 zł, a w piątek już 10 zł.
Chociaż restauracje i sklepy niechętnie chwalą się wynikami sprzedaży, to brak kolejek jest najlepszym wskaźnikiem, by stwierdzić, że małe firmy zarobiły mniej niż w minionych latach. Złożyło się wiele czynników, które wpłynęły na brak powodzenia handlowców. Festiwal zaczął się już w czwartek, a nieprzyjazna pogoda nie zachęcała do spędzania czasu na okolicznym rowie. Dużą konkurencją okazały się także supermarkety. Być może ludzie, którzy wydali niemalże dwa razy więcej na karnet, w stosunku do poprzednich edycji, próbowali zaoszczędzić na jedzeniu i alkoholu.

 


 10 złotych  kosztowała jednorazowa pelerynka przeciwdeszczowa. Sprzedający je przed bramą mężczyzna z pewnością zarobił w piątkowe popołudnie, kiedy spodziewano się silnych opadów

 5 złotych  kosztowało piwo na stoiskach wzdłuż ul. Maratońskiej

 7 złotych  kosztowało piwo na terenie festiwalu. W tej samej cenie można było zjeść frytki lub hot-doga 

 20 złotych  kosztowała świeżo wyrabiana, pieczona w piecu pizza, którą można było kupić przy ul. Maratońskiej

 10 złotych  kosztowała „pizza-mrożonka” na terenie festiwalowym

 50 złotych  kosztował nocleg na polu namiotowym (za 3 doby)

 250 złotych  kosztowała doba w 2-osobowym pokoju w hotelu Kasyno

 Od 15 za dobę do 130 złotych  za cały festiwal kosztowało wynajęcie miejsca pod namiot w prywatnym ogródku

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE