Jarocin Festiwal 2017. Scena Rynek, dzień II. Relacja prawie live

Opublikowano:
Autor:

Jarocin Festiwal 2017. Scena Rynek, dzień II. Relacja prawie live - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Dziś rocznica Bitwy pod Grunwaldem, czyli musi się dziać. Tradycja nakazuje, ale czy tegoroczny Jarocin Festiwal dźwignie takie brzemię? Czy kapele, ktore dziś zawładną Rynkiem przejdą do historii i bedą o nich pisać kronikarze? Ja na pewno będę pisał, dlatego zaglądajcie tu jak najczęściej by wiedzieć dokładnie, co dzieje się i dziać się będzie...

Zaczynamy!

16.30
Na początek smaczny kąsek. Największy zespół jarocińskiego festiwalu. No, najliczniejszy. Mitch & Mitch. Sporo zakręconych dźwięków. Sporo zakręconych ludzi. Czyli zapowiada się sporo dobrej zabawy.

No i zaczęli. Ludzi zdecydowanie więcej niż wczoraj o tej porze. Mitche gustownie ubrani, grają równie gustownie. Troche dźwięków chropowatych, więcej miłych. Można się pobujać (nie bujam).

16.55
Ośmiu facetów, instrumentów jeszcze więcej. Świetna sekcja dęta i wibrafon. Sięgam pamięcią wstecz, sięgam jeszcze dalej i nie pamiętam, żeby w Jarocinie ktoś grał na wibrafonie. Choć mogę się mylić... Jakby co, to pomóżcie...

Ludzi przybywa. Pozytywne dżwięki przyciągają. 
Są chwytliwe melodie i zakręcone improwizacje. I główny Mitch, który uwielbia interakcje (trudne słowo) z publiką...

17.15
Transowe granie, smakowite. Choć jeszcze bardzie smakowałoby późnym wieczorem. Ale cóż. Na każdej imprezie jest tak, że ktoś musi być pierwszy. I nie zagrali jeszcze, ani nawet nie wspomnieli nic o Wodeckim...


17.30
Jeżeli wczoraj Chorzy byli chorzy, to Mitche są bardzo chorzy... Pozytywnie zakręcona kapela. A przy okazji Chorzy jednak nie wygrali konkursu. Podobno grają już za długo i bardziej perspektywicznym zespołem jest Decadent Fun Club, który został Laureatem tegorocznych Rytmów Młodych.
Mitch & Mitch & jeszcze sześciu innych Mitchów skończyli. Czas na chwilę oddechu. Co nas jeszcze dziś czeka na rynku? Gospodarzem sceny jest Wojtek Waglewski i to on odpowiada za wybór dzisiejszych artystów. Wybrał m.in. siebie - czyli Voo Voo (o godz. 20.30), a wcześniej wystąpią Natalia Przybysz (już za kilkanaście minut - od 17.50), Wojtek Mazolewski Quintet (19.10) i zagraniczny gość - Pere Ubu (czyli w sumie podobno punk, ale taki trochę inny).

17.40
Sądząc po reakcji publiczności występ Mitchów się podobał, a były obawy, czy się przyjmą w Jarocinie. Dyskusje o tym, czy to jeszcze jest Jarocin trwają i trwać będą. Trzeba jednak pamiętać, że wszystko się zmienia. Telewizja też kiedyś była czarno-biała, a dziś jest kolorowa. Ten festiwal także dostał kilka nowych barw...

18.00
Śniłam, że mam wielki biust - i wiadomo, że na scenie jest Natalia Przybysz.  Znaczy, wiedzą to Ci, którzy są pod sceną. Jedna z sióstr Sistars ma w Jarocinie swoich fanów, i to nawet sporo. Zresztą nie jest w Jarocinie po raz pierwszy. I nie ostatni, bo jutro zaśpiewa w chórkach razem z drugą siostrą Sistars w koncercie finałowym poświęconym Niemenowi.

18.20
Kontynuując wątek instrumentów nieoczywistych to kolega z zespołu Natalii Przybysz gra na banjo. Siostra Sistars gra za to na ...gitarze basowej. Takie rzeczy tylko w Jarocinie. A wszystko to pod czujnym okiem - tym razem sekretarza Gminy Jarocin... (to chyba jakaś nowa, świecka tradycja).



18.40
Dźwięki płynęły leniwie, taki mamy klimat, i nic nie zapowiadało kryzysu? No dobra, kryzysiku, drobnej utarczki słownej. - Czy teraz zagrasz coś normalnego? - zapytał obcesowo (trudne słowo) gość spod sceny. Czyli nie wszyscy kochają Natalię Przybysz... - Nie będę z wami gadać - odrzekła stanowczo siostra Sistars i zaśpiewała ostrzejsze kawałki. Nie wiem, czy pod wpływem antyfana, czy zgodnie z rozpiską.. Raczej to drugie.

19.00
Pod koniec Natalia Przybysz zaśpiewała kawałki z nowej płyty. - Od światła dziennego wolę światło nocne, zaśpiewała z nią także publiczność. 
Potem było jeszcze - Nazywam się niebo...
I skończyła, a wieża kościoła Św. Marcina stoi nadal. A obawy były...

Publiki sporo, ale zdecydowanie mniej niż wczoraj, ale Ci, którzy przyszli na rynek, raczej nie narzekają (z naciskiem na raczej).

19.30
Wojtek Mazolewski Quintet . Jazz w Jarocinie. To się naprawdę dzieje... I nawet nie wyszyscy wyszli. Choć uczciwie trzeba przyznać, że się przerzedziło. Bardzo dużo ludzi jest za to po drugiej części rynku (tej nieogrodzonej). Tłumy też krążą między parkiem a rynkiem.

19.50
Jak słusznie zauważył ktoś w biurze prasowym, kiedyś zespoły jazzowe grały w małych klubowych salkach, a dziś wychodzą na wielkie festiwalowe sceny. Choć Wojtek Mazolewski to nie jest zwykły jazzman. To taki punkowy jazzman, zresztą na palcach jednej ręki ma wytatuowanny napis jazz, a na drugiej - punk. I taki to właśnie koncert. Choć nawet na eksperymentalny tegoroczny festiwal, to eksperyment trochę za wczesny. Choć jest to kawał muzy...

I kawał inspiracji do zdjęć. Tu przyszła reklama jarocińskiego ratusza.



20.00
Wojtek Mazolewski jest w Jarocinie nie po raz pierwszy. Wcześniej wielokrotnie bywał tu jako festiwalowicz. Wolność, to tu się wychowałem - mówił największy jazzowy punk.
A ja wciąż czekam na wokalistę - stwierdził z przekąsem jeden z dziennikarzy w biurze prasowym. W Jarocinie jest tak, że mówisz i masz. 
Na scenie najpierw pojawił się Wagiel i Wojtki dwa zagrały (a Waglewski zagrał i zaśpiewał) piosenkę Gdybym. Miód malina.
Później zjawiła się Natalia Przybysz, czyli dzisiejsi goście Wojciecha Waglewskiego. Ale to jeszcze nie jest VOO VOO. Oni zaczną swój set o 20.30.

20.20
Czego by nie mówić o eksperymencie, jedno trzeba obiektywnie stwierdzić. Taki braw jeszcze nikt nie dostał na tegorocznym festiwalu. Na  scenie pojawił się jeszcze min. Mateusz Pospieszalski, a publika wpadła w trans. Wojtki się wyściskały. I tak zakończył się największy na razie muzyczny eksperyment na Jarocin Festiwal 2017. Na razie największy, bo jutro przecież Tomasz Stańko... Zresztą cały festiwal w tym roku jest jednym wielkim eksperymentem na żywym organizmie.
Wojtek Mazolewski Quintet - ten eksperyment wypalił. Nie wszystkich zachwycił, ale tych, którzy go słuchali pod sceną (a było ich całkiem sporo) zaspokoił...
 

20.45
Na scenie VOO VOO i jak zawsze nie zawodzą. Transowe dżwięki, wokalizy Mateusza Pospieszalskiego, którego Wojtek Waglewski przedstawił - Pan Mateusz Pospieszalski!
I słusznie, bo Mateo gra chyba na wszystkim. Oczywiście przywiózł ze sobą całą kolekcję saksofonów, grał na klawiszach. Człowiek orkiestra. 
VOO VOO żondzi!

21.05
VOO VOO ma oczywiście gości. Nie zgadniecie kogo... Natalia Przybysz. Tak. Ta sama. Wcześniej grupę w Flocie Zjednoczonych Sił wsparł Marek Pospieszalski (syn Mateusza). Boże jak ten czas leci...
A tak przy okazji to mam wrażenie, że VOO VOO na każdym koncercie gra nową wersję starych kawałków. Lubię to!

21.20
Nim stanie się tak, jak gdyby nigdy nic nie było. Stary jarociński hit, w super koncertowej wersji. Do VOO VOO dołączył Wojtek Mazolewski z ekipą i od teraz to jest największy skład Jarocin Festiwal 2017. Pobili ilościowo Mitchów.
Był czad! I to jaki czad!
Niestety część ludzi odchodzi. Koncert jest świetny, ale za kilka minut w Parku zaczyna grać Lao Che. Tam też pewnie będzie świetnie. Niestety rozdwoić się nie można... A szkoda...

21.30
Skończyli... Niestety skończyli. Połączone siły chóralno-instrumentalne VOO VOO, Wojtek Mazolewski Quintet i Natalii Przybysz odegrały kawał wielkiej sztuki. Ale to jeszcze nie koniec sztuki przez wielkie Sz. Bo jest jeszcze awangarda i to z zagranicy. Zaproszona przez Wagla. Trzeba się przygotować na doznania...

Od 21.50 Pere Ubu
 

21.50
Zanosi się, że sztuki z Ameryki słuchać będą tylko nieliczni. Na rynku zostały niedobitki. Reszta przeniosła się do parku... Pere Ubu gra postpunk. Szto eto? Nie mam pojęcia... Posłuchamy, zobaczymy...

22.00
Pere Ubu to amerykańska kapela założona w 1975 roku. Jedynym jej wiecznym czlonkiem jest wokalista - David Thomas. Dziś to starszy pan, który z trudem wszedł na scenę o lasce i usiadł na krzesełku. Skład ma ciekawy. Basistka, śpiewający perkusista, którego roznosi energia (po pierwszym kawałku był już cały mokry), gitarzysta i gość od elektroniki. 
Mocna rąbanka. Tym co zostali na rynku raczej się podoba. Niestety artysta nie zgodził się na robienie zdjęć pod sceną. Fotografów i ludzi psytrykających komórkami przegania menadżerka (chyba menadżerka) i ochrona. Można rejestrować, ale z daleka. No to foch...
To ja też idę do Parku...

A poważnie. Pere Ubu kończy dziś granie na Rynku, i dlatego to także koniec relacji. Jutro scena na rynku już nie gra.
Czyli do przyszłego, mam nadzieję, roku...
Jutro wszystko co ciekawe odbywać się będzie w parku.
 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE