Ekspert chwali decyzję komitetu referendalnego

Opublikowano:
Autor:

Ekspert chwali decyzję komitetu referendalnego - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Jarocin – referendum. Czy referenda są w Polsce potrzebne? Ile procent z nich było do tej pory ważnych? Czy burmistrz Jarocina działa antydemokratycznie? Czy dojdzie do kuriozum? Za co ekspert chwali referendystów?

 

Przeczytaj rozmowę z dr. Jackiem Pokładeckim z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

 

Czy pana zdaniem taka instytucja jak referendum lokalne jest w ogóle potrzebna?

Jest to instytucja niezwykle ważna dlatego, że umożliwia mieszkańcom jednostki samorządowej podejmować decyzje w sprawach, które uznają za najważniejsze. Z jej pomocą mieszkańcy mogą odwołać organ pochodzący z wyborów powszechnych. Tak, jak w Jarocinie. Mieszkańcy uznali, że pewne działania są niezgodne z ich oczekiwaniami i mając świadomość, jakimi możliwościami dysponują, sięgnęli po ten instrument określany również jako forma partycypacji wyborczej. Ale o sukcesie tej partycypacji będzie można mówić dopiero wówczas, gdy się okaże, że po pierwsze będzie wymagana frekwencja, a po drugie - bezwzględna większość opowie się za odwołaniem organów. (…)

Kwestia ważności referendum wydaje mi się niezwykle istotna. Nie mam jeszcze danych dotyczących referendów w całej poprzedniej kadencji, ale z danych na 6 września 2013 wynika, że odbyło się 111 referendów lokalnych w sprawie odwołania organów jednostek samorządu terytorialnego…

Ułatwię panu. Od 1991 roku, bo od tego roku odbywają się referenda w zakresie odwołania organów przed upływem kadencji, do 2014 roku w Polsce odbyły się 664 referenda, z czego 104 były ważne i skuteczne. To zaledwie 15,6 %. W pozostałych przypadkach referenda zakończyły się w gruncie rzeczy fiaskiem. Dlaczego? Dlatego, że najtrudniej uzyskać frekwencję. W obecnej kadencji bywały nawet takie referenda, gdzie zebrano podpisy 10% osób uprawnionych do głosowania i proszę sobie wyobrazić, że frekwencja była dużo niższa. Dla przykładu - referendum w sprawie odwołania wójta w gminie Jeleśnia (woj. śląskie) - 3,39%. Natomiast najwyższa w głosowaniu w sprawie odwołania wójta gminy Lewin Kłodzki (woj. dolnośląskie) - 48,83%.

O czym to świadczy?

Z jednej strony mamy świadomość swoich podmiotowych praw w zakresie sięgania po instrument demokracji bezpośredniej, bo świadczy o tym liczba referendów, ale ze zdecydowaniem się, aby wziąć udział w referendum, mamy poważny problem.

Można powiedzieć, że ta nasza demokracja jest trochę kulawa?

Tak. To jest demokracja, która jeszcze nie osiągnęła pewnego wymaganego poziomu właściwego korzystania z niej. Ja należę do osób, które uważają, że powinno się wykreślić warunek frekwencyjny referendum. Ile ludzi przyjdzie – tyle zdecyduje. Zawsze słyszę taki zarzut: „No tak, ale to by przyszło 10%”. Dobrze. Jeżeli 10% jest świadomych swoich praw, to niech te 10% zadecyduje. A jeśli odwołają bardzo dobrego wójta czy bardzo dobrą radę, to informacja ta pójdzie w Polskę i przy każdej kolejnej inicjatywie referendalnej w naturalny sposób będzie większa mobilizacja. To byłby czynnik aktywizujący społeczności lokalne.

Burmistrz Jarocina namawia tych mieszkańców, którzy go popierają, żeby do referendum w ogóle nie szli. Czy to nie jest trochę antydemokratyczne?

Burmistrz może w ten sposób działać, uświadamiając, że inicjatorzy referendum wykorzystują określoną sytuację, która nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia. Wolno mu to czynić dlatego, że referendum dotyczy odwołania organu, a on uważa, że nie ma ku temu podstaw i ma świadomość, że warunkiem sine qua non ważności referendum jest frekwencja.

Podobnie było w przypadku Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie…

Byli tacy, którzy uważali, że należy namawiać warszawiaków do brania udziału i byli tacy, którzy uważali, że nie. Opinia publiczna się podzieliła. W Warszawie w ogóle była kuriozalna sytuacja, bo przecież, gdy pojawili się inni kandydaci na prezydenta, pani Gronkiewicz-Waltz miała wówczas około 38,7% poparcia, a następny kandydat, o ile dobrze pamiętam, miał około 17%. Gdyby pani prezydent została odwołana i ponownie wystartowała, to zapewne by wygrała. To kompletnie irracjonalne, tyle pieniędzy wyrzuconych w błoto. Po co robić referendum, skoro i tak nie ma nikogo, kto mógłby być skutecznym kontrkandydatem?

W Jarocinie może się zdarzyć podobna sytuacja, ponieważ obecny burmistrz wygrał z poprzednim w pierwszej turze.

To byłaby sytuacja, do jakiej w Warszawie na szczęście nie doszło. Burmistrz zostanie odwołany, zostaną rozpisane przedterminowe wybory, a Prezes Rady Ministrów powoła komisarza, który będzie pełnił funkcję odwołanego organu do czasu wyborów, a burmistrz może znów wygrać. To dopiero będzie kuriozum, chyba bylibyście pierwszą taką gminą w Polsce!

Inicjatorzy referendum mówią, że mają swojego kandydata na burmistrza, ale nie chcą go przedstawić, bo może być zastraszany, ktoś może szukać na niego haków…

W społeczności wielkości Jarocina takiego wywierania wpływu nie można wykluczyć. Kiedy okaże się, że burmistrz Jarocina zostanie odwołany i zacznie się procedura zgłaszania kandydatów w przedterminowych wyborach, to na kandydata inicjatorów referendum trudno będzie oddziaływać negatywnie. Dobrze więc, że nie ujawniają, kto byłby potencjalnym konkurentem obecnego burmistrza. 

Rozmawiał Karol Górski

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE