Co stało się z rynkiem w Nowym Mieście nad Wartą?

Opublikowano:
Autor:

Co stało się z rynkiem w Nowym Mieście nad Wartą? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Mówią o nim: "Lotnisko", "Patelnia" - bo podczas upałów trudno tu szukać ochłody lub - "Kamienny rynek". To ostatnie określenie niektórych mieszkańców bardzo drażni.

 

 

Tym, co stało się z centrum Nowego Miasta, szczególnie martwią się mieszkańcy, którzy pamiętają, jak było tu wcześniej, przed "renowacją".

 

- Oj, rynek przedtem był bardzo ładny! Były trawniki, były ścieżki, drzewa. Na środku był klomb z różami, które zawsze kwitły. Były ławeczki, ludzie mogli pójść z dziećmi. Starsze osoby przychodziły tu, by posiedzieć, porozmawiać - wspomina jedna z mieszkanek Nowego Miasta. - Jak był targ, ci, co przyjeżdżali handlować, chowali się w cieniu. Można było wtedy kupić więcej towarów. Potem wszystkie drzewa zostały wycięte, klomb zniknął. Rynek zrobił się kamienny. Jest po prostu brzydki.

 

 

Co się stało z rynkiem? Wójt tłumaczy, że był zaniedbany i wymagał przebudowy. O wykonanie projektu poproszono architekta Waldemara Szeszułę, pochodzącego zresztą z Nowego Miasta.

 

- W 2003 albo 2004 roku rozpoczęły się rozmowy z grupą radnych i wójtem na temat potrzeby i możliwości modernizacji rynku. Najważniejsza część pracy polegała na przygotowaniu i przedyskutowaniu kierunków i założeń do planowanej modernizacji - mówi Waldemar Szeszuła. -Przedstawiałem warianty, z których wybrano jeden, zdaniem rady najwłaściwszy. W dyskusjach i wyborze koncepcji uczestniczyła specjalnie powołana grupa zaangażowanych mieszkańców. Odbyła się prezentacja projektu na otwartym, publicznym spotkaniu. Było ogólne zadowolenie i akceptacja. (...)

 

Inspiracją był dla architekta plac, w kształcie muszli, w Sienie, we Włoszech. Ostatecznie do wdrożenia projektu jednak nie doszło (czytaj niżej w rozmowie z architektem). Sytuacja gospodarcza gminy była taka, że wykorzystano tylko pewne założenia autorstwa Waldemara Szeszuły. Idea projektu została - zdaniem architekta - zatracona.

 

Szerzej na ten temat w aktualnym wydaniu "Gazety Jarocińskiej".

 

Poniżej - pełna wersja rozmowy z architektem Waldemarem Szeszułą.

 

 

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się. Również w sieci.

 

Zepsuto wszystko, co dało się zepsuć

Rozmowa z dr inż. WALDEMAREM SZESZUŁĄ, architektem, urbanistą, który wykonał projekt rynku w Nowym Mieście nad Wartą

 

            Kiedy wykonał pan projekt/koncepcję nowego wyglądu nowomiejskiego rynku? Jak długo pan nad tym pracował?

            Oj, upłynęło  trochę czasu... W 2003 albo 2004 roku rozpoczęły się rozmowy z grupą radnych i wójtem na temat potrzeby i możliwości modernizacji rynku. Najważniejsza część pracy polegała na przygotowaniu i przedyskutowaniu  kierunków i założeń do planowanej modernizacji. Przedstawiałem warianty, z których wybrano jeden, zdaniem rady najwłaściwszy. W dyskusjach i wyborze koncepcji uczestniczyła  specjalnie powołana grupa zaangażowanych mieszkańców. Odbyła się prezentacja projektu na otwartym, publicznym  spotkaniu. Było ogólne zadowolenie i akceptacja. Do przekonania mieszkańców przemówiła zwłaszcza kolorowa makieta pokazująca nowe rozwiązanie  rynku.

            W projekcie przewidzieliśmy między innymi sporo zieleni wkomponowanej w płytę rynku, z drzewami. To stało się później problemem przy uzgadnianiu tematu z  Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków, który w tamtych czasach miał wizję odtworzenia historycznej formy rynku, podobnej jak przed I wojną światową, bez zieleni w centralnej części, w wybrukowanej, otwartej formie. Na tym pierwszym etapie uzyskaliśmy zgodę jedynie na elementy zieleni w mobilnych donicach.

            Był to pierwszy cios w naszą koncepcję, bo gmina nie mogła jej realizować w pełnym zakresie. Uznano wówczas, że planowane formy nasadzeń zostaną zrealizowane w drugim etapie, w ramach uzupełnienia. Taką dokumentację uzupełniającą, pamiętam, wykonywałem jakiś czas później, już po realizacji pierwszego etapu. Projekt ten, już wówczas, wskazywał na potrzeby korekty wielu niewłaściwie zrealizowanych elementów - jak nawierzchni z wymianą części kostki, słupa ogłoszeniowego i innych.

            Co było dla Pana inspiracją?

            Tu muszę zacząć od tego co myślałem wówczas o Nowym Mieście - wsi o miejskiej strukturze urbanistycznej- a więc właściwie - miasteczku, moim rodzinnym z resztą.

            Pod koniec lat 90-tych byłem tu z grupą studentów na praktyce urbanistycznej. Robiliśmy różne koncepcje rozbudowy, rewitalizacji i modernizacji całego Nowego Miasta, przy założeniu, że uda się obudzić jego potencjał przede wszystkim środowiskowy, ale też kulturowy. Kilka lat po transformacji mieliśmy nadzieję - przynajmniej ludzie tacy jak ja - że nie tylko nasze sklepy zaczną przypominać te na Zachodzie, ale też życie w małych miastach nabierze europejskiego charakteru. Że publiczne przestrzenie, takie jak rynek, zaczną żyć, że pojawią się sklepiki, knajpki, kawiarnie z ogródkami, że ludzie będą mieli czas i ochotę, aby się spotykać, że będzie jak w Holandii, Niemczech czy we Włoszech. I tak ze studentami architektury projektowaliśmy wówczas strukturę Nowego Miasta, z bulwarem wzdłuż Jordanku, z zadbanymi placami, nowymi osiedlami  i pięknymi terenami rekreacyjnymi nad Wartą. W takim duchu podjąłem też nieco później projekt modernizacji rynku.  Rynek miał być elegancki, z ograniczonym ruchem kołowym, z możliwością utworzenia ogródków gastronomicznych w południowej części- dlatego nie zaprojektowano tam tradycyjnego chodnika. W odróżnieniu od wypoczynkowego charakteru Zielonego Rynku miał być takim salonem Nowego Miasta.

            A bezpośrednia inspiracja?  

            Sporo zajmuję się urbanistyką. Uwielbiam piękne, choć zwykle skromne place europejskich miast, a najbardziej włoskich miast i miasteczek. Ich prostota, proporcje, harmonijna architektura i czysta, logiczna funkcja zachwycają mnie od wielu lat. Nie ma tam modnych dekoracji, place podporządkowane są swojej zasadniczej funkcji- placu targowego, miejsca spotkań, targu rybnego raz w tygodniu czy innych. Jednym z najpiękniejszych jest dla mnie Piazza del Campo w Sienie - plac w kształcie muszli św. Jakuba - niemal owalny, lekko nachylony w kierunku ratusza, z jednym ozdobnym wpustem wodnym który odprowadza całą wodę deszczową. Byłem tam kiedyś podczas ulewy- trwała pół godziny, woda z placu znikała w czeluściach wpustu,  a po kilku minutach wyszło słońce i szybko na plac wróciło normalne życie.

            Nowe Miasto nie jest włoską Sieną, ale jego rynek też jest lekko nachylony w jednym kierunku, a dla pokonania różnicy wysokości między rynkiem a asfaltowa ulicą aż narzucał się mur oporowy z pięknym wpustem. Stąd pomysł na podobną kompozycję posadzki i całego układu. Chciałem nawiązać do najlepszych wzorów.

            Co zakładał projekt/koncepcja? Jakie były założenia?

           Projekt powstał  z założeniem,  aby zachować  wszystkie historyczne funkcje rynku czyli plac targowy, reprezentacyjny plac miasta, centrum życia społeczności lokalnej, miejsce okresowego parkowania samochodów osobowych (np. w czasie nabożeństw). Dodatkowo, dzięki systemowi informacji wizualnej pełnić miał również funkcje turystyczne. Głównym założeniem było jednak uczynienie z rynku uporządkowanego, reprezentacyjnego miejsca z usługami, zorganizowaną zielenią i estetycznymi elementami wyposażenia.

           Nowe Miasto posiada dwa place rynkowe - Rynek i Zielony Rynek - zgodnie z nazwą zdominowany przez zieleń różnego rodzaju. Pomyśleliśmy, skoro mamy już jeden rynek cały w zieleni - to na drugim poszukamy innego charakteru - przestrzeni bardziej otwartej, przeznaczonej do innych funkcji z ograniczonymi elementami zieleni wbudowanej w strukturę placu. Plac miał zaplanowany system ławeczek, stojaków na rowery, kosze na śmieci, oświetlenie i podświetlenie detali i nową kapliczkę z figurą św. Wawrzyńca, w nawiązaniu do tej, która stała na rynku przed wojną. Była też koncepcja parkowania i segregacji ruchu oraz elementy porządkujące okresowe targowisko.

            Ile kosztowałoby wdrożenie całego projektu?

            Trudno odpowiedzieć na takie pytanie. Właściwie nie ma sensu odpowiadać na nie dzisiaj. Można było wówczas, 15 lat temu sobie je zadać - i zakładam, że ktoś je sobie zadał, ale nie konsultowano ze mną ograniczenia kosztów ani żadnych detali  na etapie realizacji. Wówczas, dekadę po transformacji ustrojowej można było mieć nadzieję, że takie miasteczka ożyją, wykorzystają swój potencjał środowiskowy i ludzki. Od paru lat widać wyraźnie, że były to nadzieje płonne. Dzisiaj, gdy widzimy na jakim poziomie stabilizuje się polska kultura masowa, w tym widoczna  gołym okiem kultura materialna, gdy widzimy, że Zachód możemy przegonić jedynie w stopniu zanieczyszczenia środowiska i liczbie samochodów na jednego mieszkańca - nie myślałbym już o takim zagospodarowaniu rynku. Uczyniłbym go bardziej użytecznym na obecne warunki. Ale to już inny temat.

            Dlaczego nie doszło do realizacji tego, co pan zaprojektował? W jakiej części - i dlaczego tylko w części (jak to tłumaczono) - urząd wykorzystał efekty pana pracy?

            Nie potrafię  precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że należy je skierować do kogoś innego. Ja mogę jedynie przedstawić próbę subiektywnej oceny sytuacji.

            Myślę, że przyczyny leżą w dwóch płaszczyznach. Po pierwsze - przyjęty wówczas optymistyczny program rozwoju Nowego Miasta się nie sprawdził - i tu można by dyskutować nad przyjętą koncepcją - czy była prawidłowa. Po drugie kwestia urządzenia najważniejszej w miasteczku (będę się trzymał tego określenia) przestrzeni publicznej nie została przez władze gminy potraktowana odpowiednio poważnie. Nie poświęcono jej należytej troski i środków. Dlaczego - to już pytanie do władz gminy, a właściwie to do mieszkańców Nowego Miasta- jak to się dzisiaj mówi - do suwerena.  A jak widać, to miejsce wymagało innego podejścia, świadomości  jego szczególnej roli w przestrzeni publicznej. I to dlatego realizacja przebiegła tak nieprofesjonalnie i fragmentarycznie.

            Jedną z przyczyn jest zapewne fakt, że nie miałem pełnego wpływu na realizację projektu. Gmina zaproponowała mi wykonanie opracowania szczegółowej koncepcji i projektów wykonawczych najważniejszych elementów. Przy założeniu, że pozostałe materiały, w tym dokumenty przetargowe, urząd przygotuje we własnym zakresie. Zgodziłem się i dzisiaj tego żałuję. W efekcie nie miałem bezpośredniego wpływu na dobór materiałów i kontrolowanie jakości robót. Gdybym wymusił na władzach gminy doprowadzenie projektu do końca, do dokumentacji przetargowej, z kosztorysami i z obowiązkowym nadzorem autorskim - a coś byłoby nie tak w realizacji - teraz mógłbym mieć pretensje tylko do siebie. Ale jak mnie zapewniano -  ze sprawami technicznymi,  sieciami podziemnymi, materiałami przetargowymi gmina sobie poradzi.  Jak sobie poradziła, to widać, dlatego dzisiaj na ten temat rozmawiamy. Pewnie była to kwestia środków, pewnie zastosowania systemu przetargowego, gdzie wygrywa najtańszy. Jak buduje się wodociąg i woda leci, to trudno się przyczepić, ale jak kładzie się granitowy bruk wg szczegółowego rysunku i na pytanie, dlaczego nie robicie tego zgodnie z projektem - wykonawca przyznaje się, że to trudne, ale zaraz dodaje: - "Jeden z naszych ludzi już raz kładł bruk granitowy(!)"  (tak było podczas jednej z moich wizyt ) - to czego można oczekiwać.

            Obelgą dla mnie, ale też, a przede wszystkim dla mieszkańców - estetycznym policzkiem był choćby słup ogłoszeniowy zrobiony chyba z  kręgów studziennych i pokryty wyciętą w koronkę czerwoną blachą jak na "wychodku" - pomimo detalicznego projektu i wskazania, że to jedna z najważniejszych form na rynku. (po mojej interwencji koronkę zlikwidowano). Ale ktoś nie został dopilnowany albo to zagubił albo uznano, że to nieistotne.

            Jak ocenia Pan obecny wygląd rynku w Nowym Mieście nad Wartą?

            Oceniam go tak, jak zapewne większość mieszkańców. Jako martwą, niefunkcjonującą, właściwie straconą przestrzeń o fatalnej estetyce, estetyce, która jest znakiem czasu, znakiem naszej kultury. Niezależnie od tego, czy koncepcja była dobra - czy nie, w realizacji zepsuto wszystko, co dało się zepsuć.

            Po kolei: niezgodnie z projektem i krzywo wykonana nawierzchnia granitowa, miały być dwa kolory bruku, miał być układ kostki w „wachlarze” rozdzielony równolegle układanymi pasami. Niezgodne z projektem, prymitywne wykonanie ważnego elementu, jakim jest słup ogłoszeniowy. Niezgodne z projektem wykonanie muru oporowego z bloczków betonowych obłożonych płytkami z piaskowca w „ozdobnej” wersji - mury były projektowane w okładzinie z  gładkich  bloków piaskowca, który nie powodowałby zacieków. Nawiasem mówiąc, płytki zaczęły odpadać chyba po pierwszej zimie.

            Niezgodne z projektem, uproszczone donice na zieleń, marna jakość i pielęgnacja posadzonych drzew - po kilkunastu latach powinny to być rozłożyste drzewa. Wreszcie - odstąpiono od realizacji kapliczki Św. Wawrzyńca w otoczeniu z zielenią i ze stylowym ogrodzeniem - pomimo, że z tego, co pamiętam, zabytkowa, stojąca tam przed wojną drewniana figura św. Wawrzyńca przetrwała i była wówczas magazynowana w budynku parafialnym, za kościołem. Nie dokonano też planowanej organizacji ruchu - w koncepcji były słupki oddzielające reprezentacyjną część placu od strefy komunikacji, a z władzami gminy ustaliliśmy, że powstaną  administracyjne  wymogi, co do sposobu korzystania z placu. Nie planowałem niezorganizowanego placu parkingowego ani miejsca do "palenia gumy".

            Mieszkańcy pewnie wiedzieli, że pan pracuje nad projektem. Nie pytali pana później (może i do dziś pytają?), dlaczego rynek wygląda tak, jak wygląda? Nie obarczają pana winą za to, co się stało?

            Jak wspomniałem, nie był to mój autorytarnie wprowadzony projekt. Prawie rok trwały konsultacje z zaangażowaną grupą radnych i nowomiejskich aktywistów, była też prezentacja i zbieranie uwag na spotkaniu z mieszkańcami. Ale przy takich zadaniach zawsze istnieje ryzyko i niepewność, jak zafunkcjonuje przyjęte rozwiązanie w rzeczywistości, zwłaszcza, że sytuacja społeczno - ekonomiczna była zmienna - w trudnym do przewidzenia wówczas kierunku.

            W latach 70-tych, gdy chodziłem do szkoły podstawowej w Nowym Mieście, na rynku było kilka lub kilkanaście sklepów. Pamiętam papierniczy - gdzie kupowałem zeszyty, pasmanterię, spożywczy na rogu, obuwniczy i inne. Obecnie, handel i usługi zostały wyssane do marketów i większych wyspecjalizowanych firm. Życie na rynku zamarło, mimo, że ludziom żyje się lepiej i dostatniej. Nie funkcjonuje zupełnie właściwa małym społecznościom przestrzeń publiczna, przestrzeń społeczna. I co ciekawe - nie funkcjonuje na rynku - bo może jest źle urządzony- ale nie funkcjonuje też w żadnym inny miejscu - tak jakby nie było takiej potrzeby.

            Drugim ważnym czynnikiem tego, jak wygląda obecnie rynek w Nowym Mieście jest kwestia determinacji inwestora i staranności w realizacji projektu.  Po 30 latach projektowania i realizacji różnych inwestycji, widzę, że postawa inwestora okazuje się kluczową dla ostatecznego efektu.

            Tydzień temu, z przyjemnością zwiedzałem dom zrealizowany wg mojego projektu i czułem się, jakbym oglądał swoje wizualizacje projektowe - tak perfekcyjnie inwestor poprowadził realizację. Owszem, kosztowało go to sporo wysiłku i środków - ale wiedział, czego chce - czego oczekuje od projektanta i umiał wyegzekwować to od wykonawców. Udana realizacja zawsze jest wynikiem maksymalnej determinacji inwestora, który umie określić cel i zmotywować wykonawców. Czy tak było w Nowym Mieście - mam wątpliwości. Ale im jestem starszy, tym bardziej mam poczucie, że w ważnych, zwłaszcza  publicznych tematach trzeba brać sprawy w swoje ręce -  nawet jeśli ustawowo wyznaczona rola dla projektanta jest inna - no, ale to wiem dopiero dzisiaj.

            A czy mieszkańcy obarczają mnie winą? Dobre pytanie. Nigdy nie dano mi tego odczuć, chociaż wiem jakie są opinie o stanie rynku. Może za rzadko tam bywam, nie udzielam się społecznie i nie było takich okazji. Ale myślę sobie, że to dlatego, że większość mieszkańców Nowego Miasta - ci, których znam i którzy mnie znają, to wspaniali, kulturalni ludzie. To moi koledzy, rodzina, moi genialni  nauczyciele ze szkoły podstawowej, miejscowi pasjonaci i znawcy historii. To ludzie wielkiej  kultury, profesjonalizmu i skromności. Prawdopodobnie dlatego nie dotarły do mnie żadne  komentarze.

 

Rozmawiała ANNA KOPRAS-FIJOŁEK

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE