Brakuje już 500 leków!

Opublikowano:
Autor:

Brakuje już 500 leków! - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

8 lipca Naczelna Izba Aptekarska opublikowała list do ministra zdrowia, że brakuje już 500 leków. Na ich niedostępność narzekają również jarociniacy.

 

Na problemy z ich zakupem uskarżają się m.in. pacjenci cierpiący na cukrzycę, nadciśnienie czy schorzenia tarczycy. Lista preparatów, których brakuje w aptekach, wydłuża się z dnia na dzień. Pacjenci martwią się, denerwują, oskarżają farmaceutów o to, że nie potrafią odpowiednio zaplanować zakupów, przez co narażają ich na bieganie od apteki do apteki. Niektórzy aptekarze pomagają znaleźć pacjentom poszukiwany lek, korzystając ze strony internetowej www.ktomalek.

 

- Zdarza się jednak, że lek jest najbliżej dostępny... 200 kilometrów od Jarocina. Wtedy pacjent zostaje bez leku - przyznaje jedna z aptekarek. - Jeśli mamy pacjentów z rodziny czy znajomych, obdzwaniamy nasze konkurencyjne apteki i prosimy o pomoc. Kierujemy też do lekarzy, by - jeśli w danym przypadku to możliwe - wypisali zamiennik.

 

Gdzie kupisz lek?

Zadzwoń 800/190-590 Od 15 lipca, dzwoniąc pod bezpłatny numer Telefonicznej Informacji Pacjenta - 800/190 590 - dowiesz się, w której aptece kupisz swój lek. Połączenia odbierają konsultanci Narodowego Funduszu Zdrowia i Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego. Infolinia działa od poniedziałku do piątku, od godz. 8.00 do 18.00.
 


ROZUMIEM FRUSTRACJĘ PACJENTÓW

Rozmowa z mgr farm. MARIUSZEM POLITOWICZEM, właścicielem i kierownikiem apteki "Pod Wagą" w Pleszewie, członkiem prezydium Rady i skarbnikiem Kaliskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej, członkiem Naczelnej Rady Aptekarskiej

 

8 lipca Naczelna Izba Aptekarska opublikowała list do ministra zdrowia, że brakuje już 500 leków! Dlaczego jest taki problem z kupnem leków? Co się dzieje?

Powody są trzy. Pierwszy to wadliwość prawa farmaceutycznego, w którym przed laty zawarto możliwość posiadania apteki nie tylko przez farmaceutów, aptekarzy, ale i przez spółki prawa handlowego, a nawet osoby mające problemy z prawem. Decydujące zdanie zawsze należy do właściciela, a nie do zatrudnionego kierownika, choćby był profesorem farmacji. Jeśli połączymy to z tym, co wydarzyło się od 1 stycznia 2012 roku, jedno z drugim wywołało celowy brak leków.

 

Co stało się w 2012 roku?

Weszła w życie ustawa refundacyjna. Wprowadziła ona sztywne ceny, limity (wysokość dopłaty, czyli refundacji ceny przez NFZ) oraz odpłatności dla pacjenta za wszelkie leki refundowane. Ceny - również hurtowe oraz ceny zakupu od producenta. Hurtownik polski kupuje od producenta np. niemieckiego i każda hurtownia płaci mu te same pieniądze, co do grosza. Producent wie, że na polski rynek sprzeda ten lek np. za 10 zł. Hurtownik kupi go za te 10 zł, sprzeda aptece za 10,50 zł, a apteka sprzeda za 12 zł. Pacjent może za ten lek zapłacić 100%, 50%, 30%, ryczałt, czyli 3,2 zł, a nawet dostać za darmo. Ten sam hurtownik, który kupił lek od niemieckiego producenta za 10 zł, może jednak, zamiast go sprzedać polskiej aptece za 10,50 zł, sprzedać aptece lub hurtowni niemieckiej - za 10 euro. Lek przyjechał do Polski, ale polski hurtownik sprzedał go z powrotem Niemcom czy Francuzom lub Duńczykom i nagle zamiast zarobić ćwierć euro - zarabia 10 euro. Ma pani odpowiedź, dlaczego hurtownicy wolą sprzedawać niemieckim, duńskim czy francuskim hurtowniom, a nie polskim. To jest brutalnie logiczne. Jest jeszcze coś takiego, jak etyka...

Ile kosztuje etyka czy zaprzeczanie zasadom etycznym?

Przy takich pieniądzach, gdzie hurtownicy lub niektórzy właściciele aptek nadal nie muszą być farmaceutami, nie ma rozmowy o etyce. Leki wywożono z Polski na Zachód, więc ich brakowało. Ustawodawca sam wygenerował całą masę problemów. To poskutkowało również tym, że nie ma leków. Z przyczyn finansowych. Mówiąc brutalnie, ale prosto: leki w Polsce są zbyt tanie - ale nie dla pacjentów - w porównaniu do innych, bogatszych krajów Unii Europejskiej. Dlatego hurtownicy wolą je tam wywozić. Zrobił się również problem dla producentów tychże leków w Niemczech. Producent zauważył - bo sprzedaje w Niemczech ten lek za np. 12 euro - że spada mu sprzedaż tych samych leków, jego leków, ale w hurtowniach niemieckich. Mówiąc krótko - sam sobie wykopał dołek. Zakręcił więc kurek z dostawami do Polski.

Nikt na to nie reagował?

Wtedy właśnie zaczął się budzić polski rząd, zmotywowany listami oburzonych, wręcz wściekłych polskich farmaceutów - do których ja również należę. Od lat pisywałem listy do Ministerstwa Zdrowia i Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego, żeby coś z tym problemem zrobili. Ja chcę kupić lek, a hurtownia mówi mi, że nie ma, choć ma. Albo producent - niemiecki lub francuski - zakłada własną hurtownię, z ważnymi lekami ratującymi zdrowie i życie. Tam trzeba było dzwonić, udowadniać, że się nie jest wielbłądem - bezprawnie żądano przesyłania skanów recepty na potwierdzenie tego, że farmaceuta mówi prawdę! Że rzeczywiście ma pacjentkę, która potrzebuje Euthyrox czy Clexane. To już w ogóle jest skandal. Co jakąś pracownicę hurtownianej lub producenckiej infolinii interesuje, na co choruje i jak się nazywa dany pacjent? To są rzeczy objęte tajemnicą zawodową. (...) Przestępcy mogli wywozić leki, dlatego tych leków brakowało. To nie jest tak, że teraz ich zabrakło. Brakowało cały czas, na skutek wywozu, czyli reeksportu leków. (...)

Drugi powód?

Dużo, dużo niższe ceny detaliczne leków refundowanych w Polsce niż tych samych leków w innych krajach Europy. Jak wspomniałem przed chwilą, gdy ten sam lek jest przez producenta sprzedawany w Polsce za przykładowe 10 zł, a w Niemczech za 10 Euro, właśnie w Niemczech woli go sprzedać za większe pieniądze. To nie wszystko.

Jest jeszcze trzecia przyczyna braku leków?

Kilka miesięcy temu wybuchła afera z lekiem o nazwie Walsartan. Substancja chemiczna, w skrócie API (Active Pharmaceutical Ingredient), z której potem w różnych fabrykach na świecie robi się tabletki lub kapsułki, była produkowana w Chinach. Dlaczego? Dlatego, że tam są niższe ceny, a przy takiej skali produkcji, zapotrzebowania, każdy grosz na kilogramie popularnej substancji oznacza kolosalne zyski. (...) Chińczycy produkowali Walsartan - lek przeciwko nadciśnieniu. Od nich tę substancję, czyli API, brało ok. 80% fabryk leków na świecie. Chińczycy jednak, ponieważ nie obowiązują ich normy unijne, mogli używać np. rozpuszczalników niedozwolonych do użycia w produkcji w krajach UE. (...) Rozpuszczalniki te powodowały dwie rzeczy: śnieżnobiałość Walsartanu, ale ich resztki przyczyniały się do powstawania śladowych, ale niedopuszczalnych zanieczyszczeń mających działanie rakotwórcze. (...) Te substancje nie są wykrywalne w typowych testach jakościowych. Znaleziono je po iluś latach ich używania. I wycofano wszystkie partie wszystkich leków z wszystkich fabryk europejskich, które produkowały swoje wyroby z Walsartanem, kupowanym w tejże fabryce w Chinach. Fabryka została zamknięta do momentu zmiany technologii produkcji Walsartanu zgodnie z normami europejskimi. To potrwa. Zamknięcie tej fabryki, która dostarczała 80%, czyli prawie zmonopolizowała dostawę Walsartanu, spowodowało załamanie się rynku Walsartanu na całym świecie. Pozostałe 20% nie nadąża z produkcją.

I pewnie mogą - korzystając z koniunktury - dyktować ceny, za co przecież zapłaci ostatecznie pacjent. Kiedy pana zdaniem sytuacja się poprawi?

Ponieważ wspomniana fabryka (lub fabryki) mogła produkować nie tylko Walsartan, ale jeszcze wiele innych API, czyli substancji leczniczych, jej zamknięcie dla Chińczyków jest, owszem, dokuczliwe finansowo, a dla pacjentów w jakimś stopniu niebezpieczne. Jednakże zmiana technologii produkcji wymaga czasu i pieniędzy. Uruchomienie produkcji - także. To będzie trwało.

Dlaczego w ogóle doszło do takiej sytuacji? Jak to możliwe?

Tak się mści bezwzględne parcie na niskie ceny m.in. przez państwo polskie w kontekście cen leków oraz ich wpływu na hurtownie i apteki. Jeżeli lek jest tani, hurt zarabia mało, więc reeksportuje. Jeśli apteka zarabia mało, ogranicza asortyment i personel fachowy, skraca godziny pracy (brak dyżurów) lub się likwiduje. Mechanizm ustawy refundacyjnej jest tak ustawiony, że co dwa miesiące cena i limit będą malały. Także wydatki refundacyjne NFZ będą malały. Ale im niższa cena leku, tym mniej chętnie producent niemiecki lub francuski będzie chciał go sprzedawać Polsce, czyli - pacjentom polskim. (...) Najpierw będzie wolał go sprzedać swoim, niemieckim pacjentom. Tak samo - francuski producent - pacjentom francuskim. Państwa dbają najpierw o swoich obywateli.

Tych leków, których brakuje - na nadciśnienie, na zaburzenia czynności tarczycy, na cukrzycę - potrzebuje wielu pacjentów. Nie wszyscy chcą - lub mogą - mieć zapisane odpowiedniki...

Pan Kowalski kupi ten droższy lek wyprodukowany przez firmy, które w 20% zaspokajają zapotrzebowanie. Za to pani Nowakowa powie, że nie będzie go kupowała, że chce coś innego, tańszego, bo jej nie stać. Odpowiedników też już zabrakło.

Pacjenci mocno się denerwują, kiedy przychodzą i dowiadują się, że ich leków nie ma?

Zdarzały się nieprzyjemne sytuacje - i to chyba we wszystkich aptekach w Polsce - że pacjenci zarzucali nam nieumiejętność prowadzenia apteki. (...) Jeżeli każda hurtownia odpowiada mi, że nie ma leku albo dostarcza mi 30% tego, co potrzebuję dla swoich pacjentów, to co mam zrobić? Jeżeli zamawiam 3 opakowania i zrealizuję 1/3 zamówienia, czyli jedno pudełko, a przyjdzie trzech lub pięciu pacjentów, to komu mam je dać? Rozumiem frustrację pacjentów, ale aż nie chce się rozmawiać z takimi, którzy nie akceptują tego, co zgodnie z faktami im mówią aptekarze. Na szczęście, jeżeli media mówią o tym, że w hurtowniach nie ma leków - bo nie ma - większość pacjentów rozumie, że nie jest to wina aptekarzy.

Podsumowując - brak leków w aptekach spowodowany jest trzema przyczynami.

Tak, składają się na to: niskie ceny wynegocjowane przez państwo, reeksport leków dokonywany od wielu lat prze mafię lekową, zaprzestanie produkcji przez Chińczyków spowodowane aferą walsartanową. (...) Polscy producenci nie mają ułatwień związanych z uruchomieniem tejże produkcji, więc nie produkują. To jest wina państwa, że nie potrafi zachęcić producentów, żebyśmy mogli dywersyfikować dostawy. Wtedy jednak trzeba by więcej wydać na lekarstwa - mówimy o NFZ, nie o pacjencie. Wzrost ceny detalicznej leku wcale nie oznacza bowiem, że pacjent zapłaci więcej. Dla pacjenta nigdy problemem nie powinna być cena leku, tylko wysokość zapłaty, jako pochodna zniżki. Co z tego, że lek kosztuje 6 tys. zł, skoro pacjent płaci za niego 3,20 zł? Za to lek kosztujący 30 zł ze zniżką 30% to już 9 zł. Lek może stanieć, a pacjent i tak zapłaci więcej, bo lek stanieje o 1 zł, a zniżka spadnie o 2 zł. Pacjent zapłaci więcej, choć w telewizji usłyszy od ministra, że lek staniał.

Rozmawiała ANNA KOPRAS-FIJOŁEK
 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE